Tym sposobem nie było innego wyjścia - przepadłam, musiałam sięgnąć po kolejne części cyklu o komisarzu Martinie Servazie. Ale ten tekst będzie o „Nie gaś światła” - mojej ulubionej pozycji z dotychczasowego dorobku Francuza.
Dlaczego ulubionej? Przede wszystkim dlatego, że właściwie jest to bardziej thriller psychologiczny niż kryminał. A dobra powieść w tym gatunku jest na wagę złota, szczególnie taka, od której naprawdę nie sposób jest się oderwać...
Historia opowiada o Christine, o jej życiu osobistym, o jej pracy. Kobietę obserwujemy z bardzo niewielkiej odległości, poznajemy jej świat i zaczynamy się czuć w nim tak samo bezpiecznie jak ona sama… Powoli, krok po kroku, dzień po dniu, strona po stronie zaczynamy dostrzegać zgrzyty, a następnie stajemy się biernymi i bezradnymi świadkami rozpadu całego życia bohaterki… i jej psychiki. Christine pada ofiarą stalkingu - zostaje tak okrutnie zmanipulowana i pozbawiona tak podstawowej rzeczy, jaką jest poczucie bezpieczeństwa, że w końcu stawką staje się jej życie…

Autor wodzi czytelnika za nos i kiedy już ten myśli: „o, wiem, wiem!”, okazuje się, że guzik wie i że został kolejny raz zręcznie wyprowadzony w pole. Minier w swojej twórczości zastawia na czytelnika całe mnóstwo pułapek i dzięki temu kupuje sobie jego lojalność - kto raz bowiem sięgnął po tego autora, nie ma już odwrotu, będzie czytał dalej. Minier uzależnia. Przed użyciem skonsultuj się z lekarzem… :)
Moja ocena: 👍👍👍👍👍
Tytuł: Nie gaś światła
Autor: Bernard Minier
Wydawnictwo: Dom Wydawniczy Rebis
Liczba stron: 504
Data wydania: 23 września 2014