1/21/2018

#10 Pierre Lemaitre "Koronkowa robota"



Czytałam tę powieść przez… 19 dni! Słownie: dziewiętnaście! Męczyłam się, wierzgałam, kręciłam głową, tupałam nogą… Aż ostatecznie się zawzięłam i oto mogę powiedzieć: skończyłam!

Nie było to moje pierwsze spotkanie z autorem, więc teoretycznie powinnam się jako tako orientować, czego się spodziewać. I jak przez mgłę pamiętam, że przy „Ślubnej sukni” też narzekałam, że nie czuję klimatu… „Jak przez mgłę”, ponieważ ostatecznie powieść okazała się być doskonała, a ta część, przez którą nie mogłam przebrnąć, była jedynie preludium - wstępem do dzieła uszytego tak misternie, że zaryzykowałabym określenie: doskonałego.


Nie inaczej było tym razem. Autor na początku przedstawił czytelnikowi fascynującą zbrodnię. Brutalne morderstwo dwóch młodych prostytutek zostało przez niego opisane w bardzo dobitny i szczegółowy sposób. Można by powiedzieć, że nie pozostawił wiele miejsca dla wyobraźni czytelnika, sądzę jednak, że tym precyzyjnym opisem właśnie tą wyobraźnię pobudził - oburzył, zdegustował, zniesmaczył? Być może. Oddać mu jednak trzeba, że to był ten pierwszy moment, kiedy skutecznie zarzucił na czytelnika przynętę…


Drugą taką chwilą było odkrycie przez inspektora Camille’a Verhoevena, że zbrodnia ta łączy się z inną, dawniejszą. I pewnie można by powiedzieć, że przecież to żadna niespodzianka, żaden zaskakujący zwrot akcji - przecież jest to chwyt stosowany w ogromnej ilości kryminałów! Okazuje się jednak, że owo odkrycie wiąże się również z połączeniem tej wcześniejszej zbrodni właśnie z literaturą kryminalną. Morderca dokonuje bowiem swoich zabójstw w celu dokładnego odtworzenia pierwowzorów opisanych w książkach.

I tym sposobem czytelnik poza podglądaniem przebiegu śledztwa, w miarę przewracania kartek zostaje także zabrany w podróż po kryminalnych klasykach. Mamy tu więc Ellroya i jego „Czarną Dalię” czy „American Psycho” Breta Eastona Ellisa (który to tytuł zapewne jest bardziej znany dzięki filmowi z absolutnie genialną kreacją Christiana Bale’a). 

Haczyk połknięty, czytelnik aż się rwie do poznania detali kolejnych mordów, a raczej książek, na podstawie których zostały one popełnione - w końcu jak się jest miłośnikiem kryminałów, to kolejnych tytułów do listy „to be read” szuka się wszędzie…

Dzięki tym zabiegom ciekawość czytelnika aż kipi z chęci poznania zakończenia tej historii. I tu pojawia się pewien kłopot. Główny bohater, czyli inspektor Verhoeven zupełnie nie budzi sympatii, a styl Lemaitre’a jest dość „suchy”, co utrudnia wciągnięcie się w fabułę na tyle, by przeczytać tę powieść w jeden czy dwa wieczory.

Wytrwałość jednak zostanie sowicie nagrodzona, Lemaitre funduje nam bowiem dość nieoczekiwanego winowajcę (a w każdym razie ja nawet nie brałam go pod uwagę, autor bardzo wiarygodnie usunął go z cienia wszelkich podejrzeń), co popycha akcję do przodu w takim tempie, że można nie nadążać z przekładaniem kartek! Wyjaśnienie zagadki oraz zakończenie… Cóż mogę powiedzieć? Lepiej by się tego nie dało poskładać!

Warto było zatem dobrnąć do ostatniej strony, drugi raz Pierre Lemaitre udowodnił mi, że w jego powieściach nic nie jest takie, jakim się wydaje, a nawet jeśli pierwsza część książki wydaje się czytelnikowi mdła, nużąca, niestrawna (wstaw odpowiednie słowo), to zakończenie go więcej niż usatysfakcjonuje. I nie będzie mógł powiedzieć nic innego, jak tylko - wciąż z lekkim niedowierzaniem - „JAKIE TO BYŁO DOBRE”…






Moja ocena: 👍👍👍👍







Tytuł: Koronkowa robota
Autor: Pierre Lemaitre
Wydawnictwo: Muza
Liczba stron: 416
Data wydania: 20 maja 2015
Copyright © 2016 la reine margot , Blogger