4/22/2018

#22 B.A. Paris "Na skraju załamania"

#22 B.A. Paris "Na skraju załamania"

Czy zdarza się Wam, że czytając książkę mieliście ochotę złapać głównego bohatera i potrząsnąć nim z całych sił? Czy zamykaliście gwałtownie książkę klnąc w myślach na tę osobę? Albo przewracaliście oczami z irytacją i myśleliście: „ogarnij się, człowieku!”?

Bohaterka „Na skraju załamania” tak właśnie na mnie działała. Irytacja, zniecierpliwienie i rzucanie pod nosem słów, których tu nie przytoczę, towarzyszyły mi od pierwszych stron tej lektury. A mimo to czytałam dalej. Ba! Chciałam czytać dalej.

W drugiej powieści spod pióra B.A. Paris poznajemy Cass Anderson - nauczycielkę, która wracając do domu w okropnej ulewie, postanawia obrać boczną, rzadko uczęszczaną drogę, na której natyka się na zaparkowany w zatoczce samochód. Cass zatrzymuje się przed tym autem chcąc sprawdzić, czy jego kierowca da jej jakiś sygnał, że potrzebuje pomocy. Nic jednak na to nie wskazuje, w związku z czym Cass odjeżdża zapominając o sprawie.

Nie na długo. Następnego ranka okazuje się bowiem, że kobieta, która siedziała w tamtym aucie, została zamordowana.

Cass zaczynają męczyć wyrzuty sumienia, na dodatek zaczyna zauważać u siebie niepokojące kłopoty z pamięcią, które ją dręczą i sprawiają, że zaczyna powątpiewać sama w siebie i wierzyć, że - podobnie jak u jej zmarłej matki - problemy te wynikają z przedwczesnej demencji. Jakby tego było mało, wkrótce rozpoczynają się głuche telefony, które sprawiają, że kobieta zaczyna sądzić, że morderca widział ją tamtej nocy…

Nasza bohaterka jest słaba psychicznie i daje się łatwo manipulować, co zapewne było źródłem mojego załamywania rąk nad jej nieracjonalnymi zachowaniami. Autorka jednak - dokładnie tak, jak w swoim debiucie - potrafi sobie tak owinąć czytelnika wokół palca, że ten nie ma wyboru i musi czytać dalej. Serio, od tej książki nie da się oderwać! 

Narracja prowadzona jest w pierwszej osobie, w związku z czym poznajemy tylko i wyłącznie perspektywę głównej bohaterki, jej myśli i obawy. Z jednej strony jesteśmy więc częstowani dużym poziomem infantylizmu, wybujałej wyobraźni i całkowitego braku pewności siebie. Dzięki temu jednak, że tkwimy w głowie Cass i nie wiemy, co dzieje się poza nią, nie znamy żadnych wydarzeń, które odbywają się bez jej udziału, w miarę przewracania stron zwiększa się nasza ciekawość, jaki będzie finał całej sprawy.

A ten, muszę przyznać, był częściowo zaskakujący. Nie wszystko udało mi się przewidzieć i mam wrażenie, że wraz z paranoją naszej bohaterki i ja zaczęłam podejrzewać każdego dookoła niej.

B.A. Paris przedstawia bohaterów słabych psychicznie, którzy sami, we własnej głowie jeszcze tę słabość pogłębiają powoli popadając w coraz większą paranoję. I choć ich zachowania sprawiają, że czytelnik irytuje się, klnie i złości, to może właśnie dlatego czyta się to tak dobrze?

Moja ocena: 👍👍👍👍








Tytuł: Na skraju załamania
Autor: B.A. Paris
Wydawnictwo: Albatros
Liczba stron: 352
Data wydania: 15 lutego 2018

4/08/2018

#21 Robert Małecki "Koszmary zasną ostatnie"

#21 Robert Małecki "Koszmary zasną ostatnie"
Kiedy jakiś czas temu, zanim myśl przeszła w czyn, rozważałam założenie bloga, po głowie kołatały mi się różne pomysły. Bałam się, że nie umiem, że pisanie jest czymś, co muszę zostawić za sobą - że moje słownictwo i umiejętność przekazania innym opinii o przeczytanej książce, która będzie dużo bardziej rozwinięta niż „fajna, polecam”, wykracza już poza moje możliwości. Najczęściej też nie umiem ciekawie opowiadać o tym, o czym była dana książka bez spoilerowania… Umiem za to opowiedzieć o tym, jakie emocje we mnie budziła i co myślę o niej, jako o całości.

Dlaczego o tym wspominam? Otóż jednym z moich ówczesnych pomysłów na bloga było podsumowanie książki w kilku słowach - z czego całe szczęście zrezygnowałam, a duży udział miał w tym główny bohater dzisiejszej recenzji.

Gdybym jednak wówczas zdecydowała się na taką formę tego bloga, to dziś napisałabym tak:

Frustracja i rozczarowanie.

To byłyby najtrafniejsze słowa, którymi opisałabym ostatnie dwa wieczory spędzone w towarzystwie „Koszmarów…”.

Nie skłamię, jeśli powiem, że była to najbardziej wyczekiwana przeze mnie premiera tego roku. Kiedy więc najnowsza powieść Małeckiego trafiła w moje ręce, wiedziałam, że wciągnę ją jednym tchem. I faktycznie tak by się stało, gdyby nie to, że postanowiłam rozłożyć sobie tę lekturę na dwie sesje plus finałowe pięćdziesiąt stron osobno.

Dorwawszy się bowiem do dalszego ciągu przygód toruńskiego dziennikarza, Marka Benera i chcąc dowiedzieć się, czy odnajdzie on swoją żonę, nagle - niczym obuchem w łeb - uderzyła mnie myśl, że to już będzie koniec. Że to moje ostatnie spotkanie z Benerem i jego przyjaciółmi. Że rozwiążemy zagadkę zniknięcia Agaty i każdy pójdzie w swoją stronę. Ja do kolejnych lektur, a Bener do swojego życia - z Agatą czy bez, które już nie zostanie uwiecznione na kartach powieści… 

Postanowiłam więc, że utrzymam swą ciekawość na wodzy i podzielę lekturę na kilka części, by móc się nią delektować.

A delektować jest się czym, moi drodzy!

Małecki z książki na książkę pisze bowiem coraz lepiej! Odnoszę wrażenie, że autor wszedł na wyżyny umiejętności dopieszczania swoich zdań. Nie ma tu nic przypadkowego, nie znajdziemy żadnych „zapychaczy”, każde słowo ma znaczenie! Dzięki temu otrzymujemy opowieść, od której naprawdę trzeba się odrywać na siłę, a smakowanie dobranych przez autora słów, porównań, metafor sprawiło mojemu mózgowi ogromną przyjemność!




W trzeciej części nasz bohater, Marek Bener, ciągle zmaga się z tęsknotą za swoją zaginioną żoną, choć tym razem próbuje nam wmówić, że już z tym skończył, że po siedmiu latach ma już dość. Stara się on jednak oszukać głównie samego siebie. Wszyscy dookoła wiedzą bowiem (jak to zauważyła inna bohaterka powieści - Aldona Terlecka), że Bener jest mężczyzną jednej kobiety i że jego miłości do Agaty nic nie jest w stanie zgasić…

Bener usiłuje zakopać swoje wewnętrzne demony rzucając się w wir pracy, przyjmuje więc zlecenie na odnalezienie zaginionego Jana Stemperskiego. Podążając po odnalezionych śladach, niczym po nitce do kłębka, odnajduje wątki łączące Stemperskiego z tajemniczym zniknięciem mechanika samochodowego sprzed kilku miesięcy, a także z… zaginięciem Agaty. Mimo wielu przeszkód i kłód rzucanych mu pod nogi, mimo wyborów dokonywanych pod wpływem emocji i wyciągania pochopnych wniosków, Bener za wszelką cenę dąży do odkrycia prawdy. Prawdy, która ma go uwolnić. Lub zabić…

Małecki udowodnił już wcześniej, a teraz jedynie potwierdził moje przekonanie o tym, że nic w jego powieściach nie jest przypadkowe, a przeplatające się wątki są jedną, misternie uszytą intrygą. 

Dlaczego więc na początku podsumowałam „Koszmary zasną ostatnie” negatywnymi słowami?

Podczas lektury byłam sfrustrowana, ponieważ z jednej strony chciałam jak najszybciej ją skończyć, a z drugiej pragnęłam, żeby nie skończyła się nigdy.

Jestem rozczarowana, ponieważ uważam, że ta książka powinna mieć jeszcze ze dwieście stron więcej, bym mogła się nią dłużej rozkoszować…

Pamiętacie, jak w dzieciństwie odpowiadało się na pytania: „Kim chcesz zostać, jak dorośniesz?”. Ja całe życie marzyłam o pisaniu. Nie pamiętam, bym chciała robić cokolwiek innego. Pierwszym moim ulubionym pisarzem był Stephen King, którego uwielbiałam za powolne budowanie napięcia i tworzenie dusznego, mrocznego klimatu. Dziś, choć w porównaniu do wyżej wymienionego, napisał zaledwie trzy powieści, odpowiadając na pytanie „kim chcę zostać, jak będę duża?”, bez wahania odpowiadam: Robertem Małeckim!






Moja ocena: 👍👍👍👍👍

Tytuł: Koszmary zasną ostatnie
Autor: Robert Małecki
Wydawnictwo: Czwarta Strona
Liczba stron: 423

Data wydania: 18 kwietnia 2018

4/02/2018

#20 Dennis Lehane "Pokochać noc"

#20 Dennis Lehane "Pokochać noc"
„Pokochać noc” Dennisa Lehane’a to moje pierwsze spotkanie z tym autorem. Po zadaniu pytania wujkowi Google, okazało się, że na podstawie powieści Lehane’a powstały takie filmy jak „Rzeka tajemnic”, „Wyspa tajemnic”, czy „Gdzie jesteś, Amando?”, z których widziałam pierwsze dwa, jednak trzeci tytuł nie jest mi obcy. Byłam więc szczerze zaskoczona, że nigdy wcześniej nie trafiłam na książki Lehane’a. 


Sięgnęłam po „Pokochać noc” zupełnie przez przypadek. Zamówiłam książkę, bo lubię thrillery psychologiczne, ale po przeczytaniu opisu i pozachwycaniu się okładką, odstawiłam ją na półkę i nie planowałam czytać jej w najbliższym czasie (wiecie, przy tej ilości książek, która czeka na regale... i dwóch parapetach! :)). Jednak po przeczytaniu „Zanim zostaliśmy nieznajomymi” podeszłam do regału planując wziąć do ręki zupełnie inną książkę, po czym dwie godziny później byłam tak wciągnięta w tę opowieść, że nie pamiętałam nawet, co zamierzałam czytać zamiast niej... 

Przez pierwszych dwieście stron... nie dzieje się nic. Tak, dobrze przeczytaliście. Poznajemy główną bohaterkę, Rachel Childs - dziennikarkę, która próbuje odkryć, kim jest jej ojciec - matka ukrywała przed nią tę informację do końca swojego życia. Ponadto kobieta zmaga się z atakami paniki i przechodzi załamanie nerwowe na wizji, co - jak można się domyślić - nie kończy się dobrze dla jej kariery zawodowej, a także dla jej małżeństwa. 

Powtórzę: przez pierwszych dwieście stron nie dzieje się nic. Nie ma żadnej wartkiej akcji, strasznej tajemnicy, która zmusza czytelnika do gorączkowego przebiegania wzrokiem po literkach, a sama historia Rachel wcale nie jest jakoś niesamowicie interesująca... A jednak nie mogłam się oderwać! A dalej... dalej zaczyna się dziać. Atmosfera zagęszcza się niespiesznie, jakby autor doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że już ma Cię w garści, że już nie odłożysz tej książki zanim nie poznasz zakończenia... Okazuje się jednak, że jest to jedynie redukcja biegu, aby móc gwałtownie przyspieszyć i pognać na łeb, na szyję!

Lehane kojarzy mi się z Cobenem - zarówno ze względu na styl, jak i sposób prowadzenia opowieści. A to oznacza, że z pozostałą twórczością tego autora również zamierzam się zapoznać - zdaje mi się bowiem, że Dennis Lehane to gwarancja zarwanej nocy, a dla książkoholika to najlepsza możliwa rekomendacja.


Moja ocena: 👍👍👍👍

Tytuł: Pokochać noc
Autor: Dennis Lehane
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Liczba stron: 480
Data wydania: 6 lutego 2018
Copyright © 2016 la reine margot , Blogger