Kiedy wybieram książkę, decyzja zakupowa zapada w momencie zapoznawania się z opisem. A ten ze „Żmijowiska” wielkimi żółtymi literami głosi: „Thriller psychologiczny mistrza kryminału”. Jako że na słowa „thriller psychologiczny” reaguję jak sroka na błyskotki, oczy mi się od razu zaświeciły, zatarłam ręce i pomyślałam: „o tak, będzie się działo”…
Niestety. Odnoszę wrażenie, że ponieważ thrillery psychologiczne są bardzo na topie, co drugi wydawca umieszcza to hasło na okładce i od razu zaczyna w myślach liczyć przyszłe zyski ze sprzedaży. A że czytelnik może jednak być nieco rozczarowany? A kto by się przejmował! Sprzedane? Sprzedane, i tylko to się liczy…
Nie zrozumcie mnie źle - moje rozczarowanie nie ma nic wspólnego z Chmielarzem, jego historią i warsztatem. Ma ono związek jedynie z tym, o czym już pisałam przy okazji recenzji „Kości proroka” Ałbeny Grabowskiej - jeśli biorę książkę, która jest klasyfikowana jako kryminał - oczekuję kryminału. Tak samo w przypadku thrillera psychologicznego. Tutaj tymczasem otrzymałam powieść obyczajową z elementami kryminału…
W przypadku „Żmijowiska” nie jest to jednak wada, wręcz przeciwnie! Tajemnicze zniknięcie piętnastoletniej Ady jest spoiwem łączącym losy rodziców dziewczyny - Kamili i Arka, Roberta i Adaomy, a także właścicieli agroturystyki, na terenie której dziewczyna zaginęła, ich syna, Damiana oraz rodziny Sabiny, z którą ten ostatni zaczął się spotykać. Każdy bohater ma własną historię, swoje pragnienia i swoje… demony. Nikt tu nie jest święty, choć niektórzy mogliby za takich uchodzić. Każdy ma swoje za uszami i odnoszę również wrażenie, że każdy jest przytłoczony własnymi, mniej lub bardziej uzasadnionymi kompleksami, które popychają go do takich, a nie innych działań. Wszystkie te działania zdają się prowadzić jedynie do katastrofy, z której nikt nie wyjdzie cało, a autor umiejętnie wodzi czytelnika za nos, co i rusz dając mu nadzieję na pozytywny finał danego wątku…
Od pierwszej do ostatniej strony pierwsze skrzypce grają relacje międzyludzkie. Każdy z bohaterów chce pokazać innym, że nie jest taki, jak o nim myślą i - czego można się w takiej sytuacji spodziewać - dokonuje wyborów nie do końca zgodnych z własnym sumieniem. Myślę, że właśnie przez tę słabość psychiczną i uleganie innym żadna z postaci nie budzi sympatii i właściwie nie ma w tej opowieści nikogo, komu można by kibicować…
To, co jednak jest najważniejsze to to, że Chmielarzowi udało się już na początku powieści owinąć mnie sobie wokół palca i choć chwilami miałam wrażenie, że nie dzieje się nic, motorem do przewracania kolejnych kartek i zachłannego połykania wzrokiem kolejnych literek, była zwyczajna ludzka ciekawość. Była to ciekawość nieznośna, dręcząca, nie pozwalająca umysłowi odetchnąć od tej historii… Działo się tak również dzięki zgrabnemu zabiegowi autora, który podzielił opowieść na trzy przestrzenie czasowe - Wtedy, Teraz i Pomiędzy, co spowalniało akcję, ale podsycało zainteresowanie finałem powieści. I choć dwoiłam się i troiłam, i już od połowy książki miałam pewność, że wiem, kto stoi za zniknięciem Ady i jak zakończy się ta historia, Chmielarz na koniec dał mi nie prztyczka w nos, a wymierzył solidnego sierpowego…
To moja pierwsza przygoda z Chmielarzem. Pierwsza, choć „Wampir” leży na stosie hańby już ze dwa lata. I kłuje czasem, kiedy spocznie na nim mój wzrok… I gdyby nie spotkanie z autorem na Warszawskich Targach Książki, pewnie jeszcze trochę by minęło, zanim bym się z jego twórczością zapoznała.
Wciągnęłam „Żmijowisko” w zaskakującym tempie i fakt, że nie przeczytałam tej powieści od deski do deski za jednym razem wynikał tylko i wyłącznie z obowiązków zawodowych.
Moja ocena: 👍👍👍👍
Tytuł: Żmijowisko
Autor: Wojciech Chmielarz
Wydawnictwo: Marginesy
Ilość stron: 480
Data wydania: 9 maja 2018