I całe szczęście, że tego nie zrobiłam!
„Kontratyp” jest ósmą powieścią z serii o Joannie Chyłce i Kordianie Oryńskim - dwójce warszawskich prawników, którzy mają nie lada talent do ładowania się w kłopoty. W tym wypadku jednak to kłopoty znajdują ich, co jednak nie jest równoznaczne z tym, że nasi prawnicy z własnej woli nie wpakują się w jeszcze większe…
Chyłka zostaje wmanipulowana w obronę Klary Kabelis, himalaistki, która została oskarżona o zamordowanie swoich dwóch kompanów, którzy towarzyszyli jej w wyprawie na Annapurnę - dziesiąty co do wysokości szczyt Ziemi, znajdujący się w Nepalu. Komuś bardzo zależy, by Chyłka dołożyła wszelkich starań, aby Kabelis została uniewinniona i aby zapewnić sobie posłuszeństwo Joanny, porywa jej siostrzenicę. Chyłka nie ma więc wyjścia - musi zrobić wszystko, by doprowadzić do uwolnienia Darii. A „wszystko” w tym wypadku wiąże się ze zmierzeniem się z jedną z trzech najbardziej niebezpiecznych gór na świecie.
I można by się wkurzać. Można by rzucić książką w kąt i nigdy do niej nie wracać. Można by w księgarniach omijać szerokim łukiem półki uginające się pod ciężarem książek Mroza. Albo… można dać się pochłonąć opowieści i potraktować ją w kategoriach czysto rozrywkowych.
Czytanie powieści Mroza jest jak oglądanie filmu akcji. Nie wszystko w fabule ma sens, niekoniecznie pokrywa się z rzeczywistymi możliwościami, a bohaterowie niczym super-ludzie przeżywają rzeczy do przeżycia niemożliwe. I powiem Wam: no i co z tego? I tak człowiek siedzi ze wzrokiem wlepionym w ekran, zajada się popcornem i po prostu dobrze się bawi. Czy po filmie „John Wick” ktokolwiek zastanawiał się, czy faktycznie jeden człowiek jest w stanie zabić 77 osób w takim tempie i w taki sposób, w jaki pokazali to jego twórcy? Po kontynuacji, w której ten sam bohater zabił 128 osób, nadal robiono z tego jedynie żarty i memy w internecie. Nikt nie pukał się w głowę: „Ale zaraz, halo! Przecież to wierutna bzdura!”. Tymczasem film (a w każdym razie pierwsza część) stanowi kawał naprawdę przyzwoitego kina akcji - kina dostarczającego rozrywki.
U Remigiusza Mroza nie dopatruję się stuprocentowego realizmu. Oczekuję dobrej, wciągającej, napisanej przyzwoitym językiem lektury. I dokładnie to otrzymuję!
Ostatnimi czasy wiele osób wypowiada się negatywnie na temat twórczości tego autora - że research nie taki, że powieści są płytkie, a wydarzenia w nich opisane - niewiarygodne. Nie zamierzam w to wnikać, ani tym bardziej bronić autora, bo każdy czytelnik ma swój rozum, tak jak i prawo do własnej opinii. Przyznaję również, że są pozycje tego autora, na których lekturę się nie skusiłam. Ale jedno Mrozowi trzeba oddać: czyta się go znakomicie. Jeśli tylko podejdziemy do sprawy zdroworozsądkowo i otworzymy się na to, że w książkach nie wszystko musi być dokładnie tak, jak w życiu, to zapewnimy sobie naprawdę świetną zabawę. Mamy tu bowiem i wciągającą fabułę, w której nic nie jest takim, jakim się na początku wydaje; i bohaterów, których naprawdę da się lubić; i dobrze skonstruowane dialogi, przy których chwilami można się i pośmiać. I wreszcie: mamy po prostu przekichane, bo jak nas wciągnie, tak ani się obejrzymy, a przewrócimy ostatnią kartkę…
A że nie we wszystko uwierzymy? Zapytam jeszcze raz:
Moja ocena: 👍👍👍👍
Tytuł: Kontratyp
Autor: Remigiusz Mróz
Wydawnictwo: Czwarta Strona
Ilość stron: 532
Data wydania: 19 września 2018
Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu: