Autor otwiera swoją opowieść sceną z przeszłości. Jest rok 2010 i właśnie ma zostać ogłoszony wyrok w sprawie człowieka podejrzanego o mordowanie małoletnich dziewczynek. Kiedy ten zostaje uznany za niewinnego, policjant zwany Wolfem, który wierzył w winę oskarżonego, rzuca się na niego, chcąc go zabić. Zostaje jednak powstrzymany.
Rok 2014. Jedno ciało złożone z sześciu ofiar. Rozpoczyna się śledztwo. Do kogo należała dana część ciała? Co łączy ofiary? I dlaczego „szmaciana lalka” została upozowana przez mordercę w taki sposób, aby wskazywała okno nikogo innego, jak naszego drogiego Wolfa? Jakby policji mało było problemów, morderca posługując się byłą żoną Wolfa, dostarcza listę swoich kolejnych ofiar wraz z datami ich planowanej śmierci. Ostatnią osobą na owej liście jest sam Wolf. Zegar tyka.
Czy nie brzmi to jak świetnie zapowiadający się thriller?
Też tak myślałam.
A później zaczęłam czytać…
Naszego głównego bohatera, Wolfa, niestety nie da się lubić. Jego byłej partnerki, Emily Baxter, w sumie też nie za bardzo. Ani byłej żony. Sympatią można tutaj zapałać jedynie do nowego partnera Baxter, Edmundsa, który jako jedyny zdaje się mieć łeb na karku i wykonywać coś, co ludzie zazwyczaj nazywają myśleniem. Dlaczego akurat tę postać można polubić? Bo jako jedyna nie jest opisana po łebkach. Autor nie posiada umiejętności tworzenia wiarygodnych, realnych postaci. W miarę zagłębiania się w lekturę poznajemy bohaterów sztywnych, papierowych i choć Cole przypisuje im wiele emocji, to czytelnik niestety nie dostrzega w nich nic ludzkiego i nie ma najmniejszych szans się z nimi identyfikować.
Ta sama kwestia dotyczy szóstki przyszłych ofiar mordercy. Potencjał był ogromny, przecież na dobrą sprawę napięcie powinno tu sięgać zenitu. Wiemy, kto zginie, wiemy także kiedy - czy i jak uda się naszemu dzielnemu wilkowi ocalić którąś z osób z listy? Niestety, zamiast ciekawić, cała sprawa z każdą kartką nuży coraz bardziej…
Podkreślę raz jeszcze: nie mam pewności, czy jest to wina tłumaczenia czy braku umiejętności literackich autora. Tłumacz na pewno też ponosi tu winę za wiele błędów (jak np. sytuacja, w której Baxter „ubiera się do pracy”, po czym… wchodzi na bieżnię. To nie jedyny ewidentny błąd samego tłumaczenia.). Ponadto jest kilka sytuacji, które są zupełnie niejasne dla czytelnika, bo zostały po prostu opisane po macoszemu. A już scenę, w której ni z tego ni z owego narrator przywołuje osobę, która w owej sytuacji w ogóle nie występuje, lepiej po prostu przemilczę…
„Szmaciana lalka” nie jest najgorszą książką, z jaką miałam do czynienia i zamierzam sięgnąć po kolejną powieść tego autora z dwóch powodów. Przede wszystkim dlatego, że naprawdę podobał mi się pomysł na fabułę i mimo kilku niedociągnięć, z samej historii jestem względnie zadowolona. Po drugie zaś liczę, że Cole nauczył się czegoś od czasu debiutu i z ciekawością sprawdzę, czy „Pułapka” będzie napisana choć odrobinę lepiej.
Moja ocena: 👍👍👍/5
Tytuł: Szmaciana lalka
Autor: Daniel Cole
Wydawnictwo: Sonia Draga
Ilość stron: 400
Data wydania: 14 listopada 2018
Za egzemplarz do recenzji serdecznie dziękuję Wydawnictwu: