2/17/2019

[Głośno myślę...] 50 twarzy czytania, czyli czytam z Legimi

„Ani tytuł, ani nazwisko autora nigdy nawet nie obiły mi się o uszy, ale nic tam. Decyzja została podjęta. Przez jedną i drugą stronę.
Najostrożniej jak mogłem wziąłem książkę do ręki i przekartkowałem ją, wprowadzając w trzepot jej strony. Opuściwszy swą klatkę, wreszcie wolna rozbłysła fajerwerkiem złotego pyłu. W pełni zadowolony z wyboru ruszyłem labiryntem w drogę powrotną, ściskając książkę pod pachą i nie kryjąc radości. Byłem święcie przekonany, że ta książka czekała na mnie już od dawna, bardzo możliwe, że czekała na mnie zanim w ogóle przyszedłem na świat.”

Carlos Ruíz Zafón "Cień Wiatru”


Zna to każdy książkoholik: podziwianie okładki, obejrzenie jej z każdej strony, przesunięcie po niej dłonią i wyczucie opuszkami palców każdego zgrubienia i wzoru, szelest kartek, zapach druku… Dla takiego człowieka niewiele jest rzeczy równie przyjemnych, co obcowanie z nową książką. I choć ten rytuał powtarza się w życiu dość często, to nigdy nie ma się go dość. Wręcz przeciwnie - pragnienie zakupu kolejnej książki, i kolejnej, i jeszcze jednej, ciągle narasta. I nie chodzi tylko o sam fakt posiadania książki jako przedmiotu, ale również o jej treść. Książkoholik bowiem ma ogromną listę tytułów, które po prostu musi przeczytać. I ta lista nigdy się nie kończy. Co innego z miejscem w domu, torebce czy plecaku i środkami na koncie. Te niestety mają tendencję do kurczenia. I tutaj na ratunek przychodzi… czytnik ebooków. 

Tak, tak, wiem. To nie to samo. Zgadzam się. To nie to samo. A jednak od końca grudnia używam czytnika i już wiem, że raczej nigdy z niego nie zrezygnuję.
Nie oznacza to oczywiście, że w zamian odejdę od papierowych wydań. Co to, to nie! Czytnik ma jednak wiele zalet.

Przede wszystkim jest poręczny. Ma tę przewagę nad papierowym wydaniem, że można go trzymać w jednej ręce i swobodnie zmieniać strony, podczas gdy przy tradycyjnej książce jest to co najmniej trudne, a czasem wręcz graniczące z niemożliwością. Osobiście bardzo cenię sobie możliwość czytania przy jedzeniu, a także wygodę czytania w łóżku, kiedy nie jestem zmuszona do ciągłego leżenia w jednej pozycji, jak to najczęściej bywa z tradycyjnymi książkami.

Drugim ogromnym plusem czytnika jest fakt, że zabranie ze sobą większej ilości lektur nigdy nie było takie proste! Niezależnie od tego, czy wybierasz się w długą podróż, czy po prostu czytasz w drodze do pracy, zawsze masz możliwość wyboru. Nie odpowiada Ci dana ksiażka i masz ochotę poczytać coś innego? Nic prostszego! Kilka kliknięć i otwierasz inną lekturę. I to jest właśnie dla mnie najlepsza część doświadczenia z czytnikiem.

Czytam bez limitu


A wszystko za sprawą Legimi, bez którego moja przygoda z tą formą czytania pewnie by się w ogóle nie rozpoczęła.

Z serwisu korzystałam już kilka lat temu, ale jakoś nigdy nie skusiłam się na zakup czytnika. Czytałam na telefonie albo na którymś z wielu tabletów, których miałam okazję używać w tamtym czasie. Ostatecznie jednak nie przedłużyłam umowy i od e-czytania odeszłam na dłuższy czas.

Myśl o zmianie tego stanu rzeczy kiełkowała we mnie przez kilka miesięcy, aż w końcu do podjęcia decyzji skłoniła mnie sytuacja życiowa - pobyt w szpitalu. Ponieważ nie wiedziałam, jak długo będzie on trwał, uznałam, że najlepszym sposobem na zapewnienie sobie wystarczającej ilości lektur będzie właśnie Legimi, a ponieważ nie chciałam czytać na telefonie, wybrałam opcję z urządzeniem.

To, co najbardziej podoba mi się w Legimi, to ogromny wybór tytułów. Zresztą jednym z powodów, dla których w ogóle rozważałam powrót do serwisu, był fakt, że zbyt często kupowałam książki, które okazywały się po prostu słabe. Szkoda mi było wydanych pieniędzy, szczególnie biorąc pod uwagę, że sprzedać później taką książkę za choćby połowę jej pierwotnej ceny wcale nie jest łatwo. Dzięki Legimi, jeśli nie podoba mi się jakaś lektura, mogę po prostu ją wyłączyć i wybrać coś innego. Na mojej wirtualnej półce już widnieje blisko sto pozycji do przeczytania, a ponieważ Legimi regularnie odświeża swoją ofertę, dodając do niej nowe wydania (czasami nawet jeszcze przed oficjalną premierą!), ta lista ciągle rośnie.

Odpowiada mi również koszt serwisu. W opcji abonamentu bez limitu przy umowie na 24 miesiące płacę pięćdziesiąt kilka złotych. Za czytnik zapłaciłam złotówkę. Miesięcznie czytam od 3 do 6 książek.
Kalkulacja jest prosta i wypada na korzyść Legimi.

Są jednak również minusy. Dla mnie największym z nich jest brak możliwości usunięcia raz pobranej książki z tzw. półki. Owszem, w aplikacji na iOS można je przenieść do kosza, ale nie da się ich usunąć na stałe. Może to skutkować na przykład tym, że kiedy kliknę na czytniku „pobierz wszystkie”, na nowo pobierają mi się pozycje, których już tam mieć nie chcę. Oznacza to dla mnie, że jeśli przez stronę www lub aplikację na smartfonie dodam sobie na półkę większą liczbę pozycji, to później na czytniku muszę je ściągać pojedynczo, żeby znowu nie zaśmiecać sobie urządzenia niechcianymi książkami. Bardzo irytujące.

Kolejną sprawą jest kwestia przeglądania zasobów serwisu w momencie, w którym nie szukam niczego konkretnego. Najwygodniej jest mi to robić na komputerze. Tego typu przeglądu dokonuję bowiem zazwyczaj kiedy mam więcej czasu, dlatego rozsiadam się z komputerem na kolanach i na dużym ekranie sprawdzam, co ciekawego mogłabym dorzucić do półki. I tutaj pojawia się problem. Po wejściu w wybraną kategorię widzimy nowości, bestsellery i wybrane tytuły skatalogowane w kategoriach tematycznych (np. wyróżniony autor czy wydawnictwo). Nie ma możliwości (albo ja jej nie odkryłam, a uważam, że powinno to być intuicyjne), aby przejrzeć po prostu cały katalog. Możemy to zrobić z poziomu aplikacji w telefonie, co na małym ekranie trwa całe wieki…

Niemniej są to rzeczy, z którymi mogę żyć. A w każdym razie cierpliwie poczekać, aż twórcy serwisu dojdą jednak do wniosku, że warto dokonać tych zmian. Bo wiem, że nie tylko ja dostrzegam i ubolewam nad tymi kwestiami.
Patrząc jednak na minusy versus plusy, podsumować to mogę tylko tak: eczytanie i związanie się z Legimi było świetną decyzją.

Podkreślę raz jeszcze: nie, nie rezygnuję z tradycyjnych książek, wciąż je kupuję i kupować będę. Dzięki Legimi jednak zmniejszam prawdopodobieństwo wyrzucenia pieniędzy w błoto. Czyli zakupu jakiegoś gniota, którym wszyscy się zachwycają, a ja nie rozumiem dlaczego. 

A to jest dla mnie bezcenne.


P.S. To NIE jest post sponsorowany. 😉
P.S.2 A gdybyście chcieli skorzystać z darmowego próbnego miesiąca w serwisie, to zarejestrujcie się korzystając z tego linku - have fun! 😀

Copyright © 2016 la reine margot , Blogger