Nie tym razem!
Galiński zaskoczył mnie lekkością pióra, fajnym pomysłem, fabułą tak absurdalną, że aż wiarygodną i nieziemsko irytującą bohaterką…
Pani Zofia zostaje okradziona. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego - każdemu może się przytrafić, gdyby nie fakt, że pani Zofia jest starszą, egzystującą na emeryturze osobą, która nie posiada żadnych skarbów. Największym jej skarbem zdaje się być ulubiony wózek na zakupy, z którym nasza bohaterka nie rozstaje się nawet po tytułowej awarii.
Pewnego dnia, po powrocie do domu, Zofia zastaje wyłamane, a raczej zdjęte z zawiasów drzwi wejściowe do własnego mieszkania. Nikt z sąsiadów nic nie widział, nikt nic nie wie. Zofia podejrzewa jednego z sąsiadów, w związku z czym, sądząc, że nie ma go w domu, dokonuje… identycznego włamu do jego mieszkania. Pech chce, że sąsiad jednak się w domu znajduje… tyle że martwy. Zofia odnajduje przy nim swoje oszczędności, zabiera je i wraca do siebie, wplątując się tym samym w śledztwo w sprawie jego śmierci i stając się główną podejrzaną.
Uwierzcie lub nie, ale to dopiero początek przygód rezolutnej staruszki, która ma ogromny talent do ładowania się w tarapaty, z których zwykle wychodzi obronną ręką. Splot wydarzeń wykreowanych przez Galińskiego jest tak ciasno zaplątany, że w którąkolwiek stronę jego bohaterka by się nie odwróciła, tam i tak wpadłaby w kłopoty. Głównie za sprawą niewyparzonego języka, ogromnej ciekawości, a także wszystkich typowych dla starszych osób przywar. Przywar, które tu są przejaskrawione i od pierwszej do ostatniej strony grają pierwsze skrzypce, powodując, że panią Zofię jednocześnie się kocha i nienawidzi…
Ta mieszanka sprawia, że od lektury nie sposób się oderwać. Najlepszym przykładem jestem ja sama - początkowo chciałam tylko zajrzeć na kilka pierwszych stron, a oderwałam się dopiero po stu… I to tylko dlatego, że burczenie w brzuchu nie pozwalało mi skupić się na literkach.
Ogromnym plusem powieści jest to, że poza rozrywką niesie ze sobą również kilka tematów do refleksji. Jakich? O tym musicie przekonać się sami.
Czy przy lekturze można było się pośmiać? Tak. Czy Galiński to „Chmielewska w spodniach”? Nie. Ale jak już wspomniałam na początku: królowa jest tylko jedna i nikt jej nie zastąpi.
Moja ocena: 👍👍👍👍/5
Tytuł: Kółko się pani urwało
Autor: Jacek Galiński
Wydawnictwo: W.A.B.
Liczba stron: 352