3/24/2019

#60 Olivier Norek "Kod 93"

Podchodziłam do tej książki trochę jak do jeża. Niby fajnie, bo przyszła niespodziewanie, opis zachęcał, Wydawca obiecywał, że ciężko się oderwać od lektury… ale jakoś nie byłam przekonana. Leżała i czekała na swój czas, a ja czytałam inne pozycje, na które miałam terminy. Kiedy już jednak się za nią zabrałam… pochłonęłam w dwa dni. I choć mam trochę zastrzeżeń, to już sam fakt przeczytania jej w takim tempie powinien być dla Was wystarczającą rekomendacją. Jeśli jednak to Was nie zachęca, niżej znajdziecie przynajmniej jeszcze jeden powód, dla którego będziecie chcieli tę książkę sprawdzić.

Victor Coste, kapitan podparyskiego departamentu śledczego, zostaje wezwany na miejsce odnalezienia zwłok. Denat ma na środku klatki piersiowej wielką plamę krwi, a w jego białym swetrze widnieją trzy ślady po kulach. Na miejscu zdarzenia lekarz stwierdza zgon. Ciało mężczyzny zostaje przewiezione do prosektorium, gdzie… podczas sekcji ożywa. To dopiero początek zagadkowej i zagmatwanej sprawy, z jaką zmierzyć będzie się musiał nasz kapitan. Rozwiązania jej nie będzie ułatwiać komplikacja w postaci przenosin jego zastępcy do innego dystryktu, nowa osoba w zespole, zauroczenie piękną panią patolog, a także tajemniczy Kod 93…

Muszę przyznać, że Norek już w prologu skutecznie zarzuca przynętę, by zainteresować swojego czytelnika. Zwykle, kiedy piszę już o początku książki, dalej następuje zdanie o tym, jak to autor umiejętnie wodził mnie za nos, wyprowadzał na manowce itd. Niestety w tym wypadku nie mogę tego napisać, bo sprawcę zbrodni, a także jego główny motyw podejrzewałam już po około pięćdziesięciu stronach (sic!)… 

Pewnie zastanawiacie się, dlaczego zatem czytałam dalej? Otóż głównie ze względu na chęć odpowiedzenia sobie na pytanie, czy mam rację. Miałam. Nie żałuję jednak, że kontynuowałam tę lekturę. 

Norek przedstawia nam wybitnie brudne, bezduszne i pozbawione nadziei realia współczesnej Francji. Zdawać by się mogło, że podparyskie rejony są siedzibą wyłącznie narkomanów, alfonsów i zbrodniarzy. Autor nie szczędzi na opisach wielu niebezpiecznych sytuacji, których ofiarą może paść ktoś nie znający tych rejonów. A ponieważ sam jest policjantem… wierzę mu. I wycieczki do Francji jakoś mi się odechciało…

Nie jestem osobą o słabych nerwach, nie robią na mnie większego wrażenia opisy makabrycznych zbrodni i choć dobrze zapamiętuję tego typu przykłady z książek, to jednak potrafię przejść nad nimi do porządku dziennego. Tymczasem Norek zaserwował w swojej książce kilka tak dobitnych deskrypcji - zarówno brutalnych, jak i obrzydliwych, że na usta cisnęły mi się słowa niegodne zacytowania w niniejszym tekście. Dotychczas czytałam tylko dwie pierwsze powieści Chrisa Cartera, ale Norek „Kodem 93” pod tym względem bije je na głowę.

Olivier Norek nie jest mistrzem pióra. Postaci nie są wykreowane w taki sposób, aby można było się do nich przywiązać czy nawet specjalnie polubić. Powiedziałabym raczej, że są to bohaterowie napisani poprawnie. Brakuje im psychologicznej głębi, a całości fabuły - klimatu. Tego „czegoś”, co sprawia, że książkę się przeżywa. „Kod 93” nie jest taką lekturą.

Co nie zmienia faktu, że jest powieścią, przy której można przyjemnie spędzić dwa wieczory. Nawet jeśli chwilami nie powinno się przy niej nic jeść.


Moja ocena: 👍👍👍👍/5



Tytuł: Kod 93
Autor: Olivier Norek
Wydawnictwo: Mando
Liczba stron: 310
Data wydania: 13 marca 2019



Za egzemplarz do recenzji serdecznie dziękuję Wydawnictwu:

Copyright © 2016 la reine margot , Blogger