4/07/2019

#63 Penelope Bloom "Jego banan"

Zwykle stronię od tego typu książek. Nie znoszę infantylności romansów, idiotycznych zachowań głównych bohaterów, oczywistości fabuły i opisów stosunków seksualnych. Nie wspominając o przyprawiających o mdłości happy endach… Zastanawiacie się pewnie dlaczego zatem zdecydowałam się na lekturę „Jego banana” Penelope Bloom. Odpowiem na to pytanie w dalszej części tekstu.

Zacznijmy jednak od zarysu fabuły. Natasha Flores, roztrzepana dwudziestopięciolatka, która nie potrafi dostosować swojego życia do zegarka, jest dziennikarką. Jak sama twierdzi: ponoć dobrą, jednak ze względu na swoją umiejętność wpadania w tarapaty niedocenianą przez szefa i generalnie lekceważoną. Dziewczyna dostaje same kiepskie zlecenia na teksty, bo nikt nie wierzy w to, że umiałaby poradzić sobie z poważnym zleceniem. Pewnego dnia szef zleca jej zadanie, o którym sądzi, że dziewczyna mu nie podoła. Tym sposobem Natasha kieruje swoje kroki do ogromnej firmy marketingowej, gdzie ma dostać się na staż i zdobyć „brudy” na jej szefa, Bruce’a Chambersona. I dostaje się, bo… zjada banana Bruce’a.

Pozwólcie, że zatrzymam się w tym miejscu i przejdę do własnych odczuć związanych z lekturą, bo zaraz się rozpędzę i streszczę Wam całość.

Mniej więcej do połowy była to lekka i miejscami naprawdę zabawna lektura. Już nawet przymknęłam oko na to, że główna bohaterka jest OCZYWIŚCIE biedna, ale piękna, a jej przyszły wybranek OCZYWIŚCIE bajecznie bogaty i nieziemsko przystojny. Dobra, myślę sobie, o ile cała książka będzie faktycznie bawić, to jakoś to przełknę.

Niestety, w drugiej połowie otrzymujemy przesłodzoną podróbkę „Grey’a”. Opisy seksu są przydługie i płytkie, a wszystkie wydarzenia zmierzają w stronę równie nieuniknionego, co niewiarygodnego happy endu… Aż mnie korci, żeby Wam zdradzić, co mnie strasznie w tej końcówce zmierziło, ale z żelazną konsekwencją unikam spoilerowania.

Ostatecznie jednak chciałabym Wam tę powieść polecić. Nie jest to literatura najwyższych lotów, a w połowie przestaje śmieszyć, jednak jest w niej urok komedii romantycznej, a te nawet ja uwielbiam. Autorka mówi o sobie, że lubi pisać takie romanse, jakie sama chciałaby przeżyć. I nie oszukujmy się, ale sukcesy wspomnianego wyżej gatunku filmowego czy serii z Greyem wskazują na to, że nie tylko ona lubi czasem dać się ponieść fantazji.

A przecież zadaniem literatury jest również pozwolić czytelnikowi oderwać się od rzeczywistości.
Dla mnie ta książka to fantastyka, jak zresztą prawie każdy romans.

A jednak przeczytałam do końca.
Mało tego.
Przeczytam też następne.

Pani Bloom, witam na mojej półce „guilty pleasures”.





Moja ocena: 👍👍👍/5



Tytuł: Jego banan
Autor: Penelope Bloom
Wydawnictwo: Albatros
Ilość stron: 256
Data wydania: 13 marca 2019



Za egzemplarz do recenzji serdecznie dziękuję Wydawnictwu:


Copyright © 2016 la reine margot , Blogger