4/12/2019

#64 Kate Morton "Córka zegarmistrza"


Bardzo chciałabym umieć opowiedzieć Wam, o czym jest ta książka. Bardzo bym chciała. Ale - zabijcie mnie - nie potrafię. A już zwłaszcza bez spoilerów. Chociaż… gdyby się nad tym głębiej zastanowić, ciężko tu cokolwiek zepsuć. Mamy tu bowiem tak gigantyczną ilość bohaterów, do tego jeszcze większą liczbę wątków, a historie przeplatają się ze sobą w taki sposób, że… dosłownie idzie zwariować. Zupełnie jakby się nagle odrywało od jednej książki, brało drugą, by przeczytać kilka rozdziałów i wracało z powrotem do pierwszej… a później po kilkudziesięciu stronach sięgało po trzecią. I tak dalej, i tak dalej…

Niby wszystkie wydarzenia prowadzą do jednego: do opowieści o okolicznościach morderstwa, które miało miejsce latem 1862 roku w angielskiej posiadłości Birchwood. I owszem, zgodzę się, że ze strony na stronę (przesadzam: przez potoczną „stronę” rozumiem tu ich kilkadziesiąt) wszystkie literki zaczynają prowadzić do finału, w którym łączą się wszystkie wątki. Problem w tym, że droga, którą trzeba było przejść, by dotrzeć do mety, była przysłowiową drogą przez mękę.

I nie, nie chodzi o styl. Ani o wielość opowieści. Nie przeszkadza mi także mnogość bohaterów. Tym, co sprawiało mi prawie fizyczny ból podczas tej lektury, była rozwlekłość każdej opisanej tu historii, a także umieszczanie przez autorkę… opowieści w opowieści. Uważam, że całą tę historię, której ogólnego uroku ostatecznie odmówić nie mogę, Morton przedstawia w tak przekomplikowany sposób, że po przeczytaniu ostatniej strony moją reakcją nie było: „wow, dobre zakończenie”, a głośne, głębokie westchnięcie ulgi, że mam to już za sobą.

I tak, mogłam tę książkę odłożyć. Mogłam dać sobie spokój. Dlaczego więc tak się męczyłam? Po pierwsze zwyczajnie się zawzięłam. Po drugie chciałam sprawdzić, czym się ludzie tak zachwycają i odkryć, czy może gdzieś na końcu nie znajduje się ukryta jakaś niewiarygodna magia, która sprawi, że spojrzę na całość nieco łagodniejszym okiem albo nawet zmienię zdanie o sto osiemdziesiąt stopni. A po trzecie… mimo wszystko muszę przyznać, że byłam wiedziona ciekawością. Mimo że uważam „Córkę zegarmistrza” za niepotrzebnie rozciągniętą i chwilami niemożebnie nudną książkę, to jednak Morton udało się osiągnąć najważniejsze: zainteresowała mnie głównym elementem swojej fabuły i po prostu chciałam się dowiedzieć, jak to wszystko się skończy.

Koniec końców… czyż nie to jest najważniejsze?







Moja ocena: 👍👍/5

Tytuł: Córka zegarmistrza
Autor: Kate Morton
Wydawnictwo: Albatros
Ilość stron: 544
Data wydania: 13 marca 2019




Za egzemplarz do recenzji serdecznie dziękuję Wydawnictwu:


Copyright © 2016 la reine margot , Blogger