Fabularyzowana opowieść o czasach II Wojny Światowej? Napisana przez uznanych powieściopisarzy? Pierwszy tom? Okładka krzyczy o „obnażaniu tajemnic” II Wojny? Biorę w ciemno!
Mało tego! Tył okładki opatrzony został również taką zachętą: „Książka dla fanów Indiany Jonesa, Kodu Leonarda da Vinci i powieści szpiegowskich w klimacie Johna le Carré!”. Powiem tak: za Indianą Jonesem nie przepadam, Kodu nie czytałam i nie planuję, a o panu le Carré jedynie co nieco słyszałam… Jakie zatem były moje oczekiwania? Liczyłam na rasowy historyczno-szpiegowski thriller. Czy to dostałam? O tym za moment.
Najpierw jednak przedstawię Wam bohaterów tej powieści. Oczywiście poza tymi, których nazwiska już znacie, bo przecież nie będę Wam pisać, kim był Hitler, Churchill, Himmler czy Goebbels… Znajdziemy tu historię Tristana - francuskiego przemytnika sztuki, któremu przez długi czas udawało się skutecznie unikać nazistowskich macek. Poznamy też brytyjskiego agenta, Malorleya, który - poza wygraniem wojny z Niemcami - pragnie także pomścić śmierć swojego żydowskiego przyjaciela. Nie unikniemy także spotkania z niemiecką archeolog, Eriką, która zostaje wmanipulowana w pracę dla SS, mimo że niekoniecznie tego chciała. Głównym antagonistą jest tutaj Weistort, pułkownik SS, wysłany przez samego Himmlera na poszukiwanie skarbu - obdarzonych tajemną mocą insigniów, które według nich mają przesądzić o wygraniu przez Niemcy całej wojny…
Historia przedstawiona przez autorów poprzedzona jest wstępem, który wyjaśnia, dlaczego ta książka powstała - i naprawdę warto tej części nie pomijać. Pomoże ona w zrozumieniu niektórych wątków „Triumfu ciemności”. Niestety ów wstęp zakończony jest jakimś rodzajem szyfru, do którego klucz znajduje się… No, właśnie. Nawet po skorzystaniu z pomocy dobrego wujka Google - nie mam pojęcia. Podobna sytuacja spotka nas w posłowiu…
Pomijając jednak tę małą niedogodność, nie dotyczącą przecież powieści samej w sobie, oddać muszę Panom sprawiedliwość, bo wykonali kawał dobrej roboty. Na tyle dobrej, że musiałam sobie tę książkę dawkować. Fascynują mnie tematy związane z czasami II WŚ - podejrzewam, że głównie ze względu na fakt, że nie mieści mi się w głowie, że te potworności naprawdę miały miejsce. Chwilami jednak opisane przez autorów tortury, jakim naziści poddawali „podludzi”, sprawiały, że potrzebowałam oddechu. Ciężko także ogarnąć umysłem fakt, że tacy potężni ludzie jak Himmler fascynowali się okultyzmem czy pokładali wiarę w zwycięstwo w „magicznych przedmiotach”. I, jak wspomniałam, jest to udokumentowany fakt, a nie fikcja literacka.
A skoro już przy tej ostatniej jesteśmy… Pochwały dla twórców tej powieści należą się właśnie za to, że ciężko tu odróżnić fikcję od faktów, a całość jest bardzo zgrabnie ze sobą spleciona. Na tyle, żeby przywiązać się do bohaterów, obdarzyć ich sympatią i trzymać za nich kciuki.
Powiem tak: nie jest to Maciej Siembieda, ale jest to jedna z lepszych powieści historycznych, jakie czytałam w ostatnich latach. Wykreowani bohaterowie są wyraziści, a czytelnik od razu pała do nich sympatią lub jej przeciwieństwem. Nie ma tu nikogo nijakiego, tak jak w całej historii nie znajdziemy bylejakości.
Zakończenie zaskakuje. I ja już poproszę o tom drugi!
Tytuł: Triumf ciemności
Autor: Éric Giacometti, Jacques Ravenne
Wydawnictwo: Sonia Draga
Liczba stron: 432
Data wydania: 17 kwietnia 2019
Za egzemplarz do recenzji serdecznie dziękuję Wydawnictwu: