5/16/2019

#71 Ilaria Tuti "Kwiaty nad piekłem"

Nie pamiętam już, kiedy ostatnio czytałam kryminał. Nie thriller, sensację czy powieść szpiegowską, a kryminał. Powieść, gdzie występuje trup, morderca, policja, śledztwo i rozwiązanie wraz z ukazaniem motywów zabójcy. Owszem, przewinęły mi się w ostatnich miesiącach przez ręce książki, które zawierały powyższe cechy kryminału, ale zwykle im dalej w las, tym bardziej droga prowadziła w stronę thrillera bądź literatury sensacyjnej. I w sumie po „Kwiatach nad piekłem” też się tego spodziewałam, szczególnie że w opisie od Wydawcy znajdziemy określenie „thriller”. Tymczasem Ilaria Tuti według mnie napisała właśnie typowy kryminał. I na dodatek wyszło jej to znakomicie.

W niewielkim alpejskim miasteczku popełnione zostaje morderstwo. Denat został pozbawiony oczu, które… wyłupiono gołymi rękami. Do śledztwa przydzielona zostaje komisarz Teresa Battaglia oraz inspektor Massimo Marini - nowy podwładny pani komisarz. Battaglia jest doświadczoną profilerką, Marini zaś w kwestiach psychologii kryminalnej jest totalnym ignorantem. Teresa musi więc stworzyć profil psychologiczny sprawcy, a także go odnaleźć i aresztować, mając za pomoc człowieka, który… nie jest wystarczająco kompetentny by jej tej pomocy udzielić. Tymczasem komisarz zmaga się z ograniczeniami własnego ciała i umysłu, a także z tymi narzucanymi przez społeczność miasteczka, w którym wszyscy się znają i jeden ręczy za niewinność drugiego, nierzadko kryjąc tym samym różne cudze przewinienia. Przed Battaglią zatem nie lada wyzwanie. Czy uda się jej pojmać mordercę, zanim ten uderzy ponownie? Jakie wydarzenia z przeszłości starają się ukryć niektórzy mieszkańcy miasteczka?

Muszę przyznać, że „Kwiaty nad piekłem” pochłonęły mnie od pierwszej strony. Tuti zastosowała chwyt, na który zawsze reaguję tak samo: rozsiadam się z książką jeszcze wygodniej, bo czuję, że prędko jej nie odłożę. Mianowicie początek książki to fragment z przeszłości, w którym dzieje się coś, co nie zostaje do końca wyjaśnione - po czym autorka w kolejnym rozdziale przenosi nas do współczesności. Na tę przynętę daję się zawsze złapać. 

Oczywiście zależy to od stylu autora i zawartości tych pierwszych stron, ale jeśli mamy do czynienia z utalentowanym pisarzem, będzie on wiedział, w którą strunę mózgu czytelnika uderzyć, żeby ten nie mógł już zrobić nic innego, jak tylko zachłannie pożerać wzrokiem literki.

Ilaria Tuti ma lekkie pióro, którym kreśli bohaterów wyrazistych, autentycznych i ludzkich, a także - co najważniejsze - opisywaną historią potrafi czytelnika poruszyć. Temat, który wzięła sobie na tapet, a którego nie zdradzę, by nie zepsuć Wam przyjemności z czytania, jest trudny i wstrząsający, a jego fundamenty można znaleźć w faktach historycznych. O czym zresztą autorka wspomina w posłowiu. Należą jej się za to wielkie brawa, bo tym sposobem sprawiła, że tej historii nie da się ot tak, po prostu zapomnieć.

Przez tę opowieść się nie płynie, ją się pożera. I choć częściowo rozwiązanie śledztwa odkryłam już po blisko stu stronach, wcale nie zniechęciło mnie to do dalszej lektury. Wręcz przeciwnie. Po pierwsze chciałam się sprawdzić i zweryfikować, czy mam rację. Po drugie, nieznane mi były motywy. Zatem czytałam dalej. I było warto, bo przy rozwiązaniu sprawy przez dwójkę naszych bohaterów wyszły na jaw dramatyczne fakty, a sam finał też - mimo wszystko - zaskakuje.

Z moich informacji wynika, że z Teresą Battaglią i Massimo Marinim jeszcze się spotkamy.
I ja już się tej schadzki nie mogę doczekać.


Moja ocena: 👍👍👍👍👍/5





Tytuł: Kwiaty nad piekłem
Autor: Ilaria Tuti
Wydawnictwo: Sonia Draga
Liczba stron: 352
Data wydania: 15 maja 2019



Za egzemplarz recenzencki serdecznie dziękuję Wydawnictwu:


Copyright © 2016 la reine margot , Blogger