O tym, że złodziejstwa na tym świecie jest mnóstwo, zapewne nikogo przekonywać nie trzeba. Nie wątpię również, że wielu z Was widziało filmy typu trylogia z serii Ocean’s, Bilardzista, 21, Przekręt czy Złap mnie, jeśli potrafisz. Osobiście uwielbiam tego typu kino - zarówno spod znaku „heist movie”, czyli o napadach, jak i te z nurtu „con artist movie”, czyli dotyczące przekrętów, w których bohaterowie podszywają się pod kogoś innego w celu osiągnięcia korzyści finansowych. Po obejrzeniu takiego filmu zawsze mam jednak przemyślenia, że to zbyt piękne, by mogło być prawdziwe i wydaje mi się niemożliwe, by przeprowadzić taką akcję i nie zostać złapanym. Poza tym jest jeszcze kwestia tego, że liczba takich numerów wydaje mi się ograniczona i w dobie wszechobecnego monitoringu i zabezpieczeń w repertuarze pozostają jedynie te numery, o których już przecież wszyscy słyszeliśmy, a które z czasem i postępem są co najwyżej odrobinę udoskonalane. Wystarczy tu wspomnieć o metodzie „na wnuczka” czy „zbieram na leczenie”, ewentualnie można być producentem filmowym i pozyskiwać od inwestorów pieniądze na film, który nigdy nie powstanie albo może i nawet powstanie, tylko ów producent nie będzie miał z tym nic wspólnego…
Jakub Ćwiek swoim „Szwindlem” przekonał mnie, że miałam rację. Wydawało mi się. Albowiem sposobów na przekręt jest znacznie, znacznie więcej, a ja sobie żyłam w mydlanej bańce nieświadomości, która po lekturze tej powieści pękła z niemałym hukiem…
Mikołaj jest zwyczajnym facetem, który prowadzi spokojne życie ze swoją partnerką, Kaśką. Praca - dom, praca - dom, może jakieś wakacje… Trochę nudy, małe problemy finansowe, ale w gruncie rzeczy nic poważnego. Tymczasem znienacka, jak grom z jasnego nieba, spada na niego informacja o śmierci ojca, który zniknął, kiedy Mikołaj miał zaledwie kilka lat. Okazuje się, że jego ojciec był oszustem o pseudonimie „Houdin”, a w spadku po nim Mikołaj otrzymał kontakt do jego dawnego wspólnika, Bosco i szansę na zgarnięcie grubych pieniędzy - o ile tylko zdecyduje się na udział w oszustwie i wejście do świata artystów przekrętu…
Panie i Panowie, co w tej powieści się dzieje! Ćwiek podaje przykłady takich akcji, że człowiek ma ochotę z miejsca odłączyć się od internetu, wypłacić wszystkie pieniądze z banku i schować je w skarpecie, a na wszelki wypadek w ogóle przestać wychodzić z domu… „Szwindel” wciąga od pierwszej strony i nie wypuszcza ze swoich objęć aż do ostatniego zdania. I chylę czoła przed autorem, bo zakończenie totalnie mnie zaskoczyło!
Ćwiek ma lekkie pióro, jego styl pozbawiony jest niepotrzebnych ubarwień, a nawet rzec by się chciało, że jest nieco nonszalancki, choć fachową nomenklaturą autor posługuje się jak profesjonalista. Przekręty, które opisuje w „Szwindlu”, choć w pierwszej chwili mogą brzmieć niczym sci-fi, po krótkim namyśle uderzają czytelnika ogromem prawdopodobieństwa i prawdę mówiąc, aż mi cierpła skóra na myśl o tym, że takie rzeczy mogą i zapewne dzieją się naprawdę.
Długo zastanawiałam się, czy mogłabym coś „Szwindlowi” zarzucić, ale zarówno pod względem fabularnym, jak i stylistycznym ta książka jest po prostu świetna, a Ćwiek rewelacyjnie pokazuje, że na szwindel możemy być narażeni wszyscy i w każdej chwili. NIkt nie jest bezpieczny, a chwila nieuwagi i brak pomyślunku może naprawdę dużo kosztować.
Moja ocena: 👍👍👍👍👍/5
Tytuł: Szwindel
Autor: Jakub Ćwiek
Wydawnictwo: Marginesy
Liczba stron: 400
Data wydania: 15 maja 2019
Za egzemplarz do recenzji serdecznie dziękuję Wydawnictwu: