12/31/2019

Najlepsze książki 2019 roku - moje TOP 10

Najlepsze książki 2019 roku - moje TOP 10
Najważniejszego podsumowania nadszedł czas... czyli najlepsze przeczytane przeze mnie książki tego roku. 

lareinemargotpl


Gdyby mi wypadało, to na podium na pewno stanęłoby „Serce” Bartosza Szczygielskiego, ale wtedy pewnie zostałabym posądzona o brak obiektywizmu i stronniczość. Gdybym jednak miała powiedzieć prawdę, to „Serce” czytałam w 2018 roku, więc to i tak nie mogłoby się liczyć. 😉

Zupełnie serio jednak - przeczytałam w tym roku sześćdziesiąt książek. I muszę przyznać, że to był dla mnie bardzo słaby czytelniczo czas. Nie ze względu na ilość, a ze względu na jakość. Nie miałam problemu z pierwszą dziesiątką. Co najwyżej z kolejnością, bo na dobrą sprawę po trzecim miejscu wszystkie umieściłabym pod tą samą cyferką. Być może dorzuciłabym jeszcze ze trzy czy cztery ciekawe tytuły 2019 roku (na przykład debiut Jacka Galińskiego czy Włoszki, Ilarii Tutti), ale poza tym niestety muszę przyznać, że w moje ręce trafiały kiepskie tytuły. 

Patrząc po wartości końcowej i porównując do tego około piętnastu naprawdę dobrych książek, dochodzę po raz kolejny do wniosku, że absolutnie nie można ufać internetowym opiniom, a już w szczególności tym instagramowym oraz tym, które wystawiane są na LubimyCzytać zaraz po premierze. 

Zanim przejdę do listy najlepszych powieści, jakie przeczytałam w tym roku, muszę wymienić kilka, na których się okropnie przejechałam i nad którymi zachwytów kompletnie nie jestem w stanie zrozumieć. Na pierwszym miejscu ‘Cisza białego miasta”, do której robiłam dwa podejścia i za drugim razem po 220 stronach ją porzuciłam. „Cokolwiek wybierzesz” Jakuba Szamałka - przeciętny thriller z kompletnie nieprawdopodobnym zakończeniem. „Raj” Marty Guzowskiej, o którym co prawda jakoś super głośno nie było, a przez który przebrnęłam z bólem. O B.A. Paris nawet nie ma co wspominać…

Jasne: nie to fajne, co fajne, tylko to, co się komu podoba. Mam jednak wrażenie, że wiele osób zamiast stawać się coraz uważniejszymi czytelnikami, pędzi przez strony na łeb na szyję, byle podsumować rok jak największą wartością przeczytanych książek. I nie zwracają uwagi na styl, na błędy fabularne, logiczne czy na to, że niektórych autorów totalnie ponosi wyobraźnia i często zahaczają wręcz o fantastykę.

Dlatego mam mocne postanowienie na przyszły rok, żeby nie brać do ręki książek, które polecają ludzie spoza zaufanego grona. Kiedyś czytałam wyłącznie to, na co sama trafiłam. Dziś działa na mnie stara marketingowa sztuczka, że im częściej coś widzę, tym bardziej jestem tego ciekawa.

Dość. W 2020 roku stawiam na jakość.
A teraz przejdźmy do meritum, czyli do powodu, dla którego się tu wszyscy zebraliśmy. 😉

Oto najlepsze, według mojej subiektywnej opinii, książki 2019 roku.

10. Agnieszka Bednarska - Zanim się obudzę 

Recenzję znajdziecie tutaj. Powieść, która mnie poruszyła i choć miała swoje minusy, jest bardzo dobrze przeze mnie wspominana. Bardzo żałuję, że było o niej tak cicho.

9. Magda Knedler - Moje przyjaciółki z Ravensbrück

Moje pierwsze i na pewno nie ostatnie spotkanie z twórczością tej autorki. Pasuje mi styl i wrażliwość Magdy Knedler. Recenzja w tym miejscu.

8. Taylor Jenkins Reid - Siedmiu mężów Evelyn Hugo

Za obyczajami nie przepadam, podchodziłam więc do tej książki z rezerwą. Zostałam jednak bardzo, bardzo pozytywnie zaskoczona. Gdyby wszystkie książki obyczajowe były tak dobrze napisane i miały tak intrygującą fabułę (przyznaję, że zahaczającą odrobinę o kryminał), to mogłabym się od gatunku nie odrywać. Recenzja tu.

7. Beth O’Leary - Współlokatorzy

Przeurocza, zabawna, ciepła, wyjątkowa i oryginalna. Tak można tę powieść podsumować. Bardzo przyjemna romantyczna historia pozbawiona bohaterki-kretynki, dla której w życiu nie liczy się nic innego, jak mieć faceta. Chcę więcej takich lekkich, ale inteligentnych książek! Recenzja tu.

6. Nele Neuhaus - Wśród rekinów

Osiemset stron połknięte w dwa dni. Ciężko było się oderwać. Kawał (dosłownie) doskonałej finansowej sensacji. Thriller będący gotowym materiałem na scenariusz filmu. Debiut znanej autorki kryminałów, który powinien znajdować się na szczytach list bestsellerów. Recenzja w tym miejscu.

Kolejne książki najchętniej umieściłabym na jednym miejscu, a wybranie kolejności stanowiło dla mnie naprawdę spory problem.

5. Yoav Blum - Zakochany przez przypadek

Książka, która trafiła w odpowiedni kawałek duszy w odpowiednim czasie. Lekka, choć bardzo mądra opowieść o tym, że ktoś nad nami czuwa i nic nigdy nie dzieje się przez przypadek. Ciepła, zabawna i dająca do myślenia. I na pewno jeszcze do niej wrócę. Recenzja tutaj.

4. Maciej Siembieda - Gambit

Jeden z moich ulubionych polskich pisarzy, którego wrażliwość językowa w połączeniu z reporterską wnikliwością oraz ciekawą fabułą sprawia, że od jego książek nie sposób się oderwać. Recenzja tu.

3. Stephen King - Instytut

Dawno już nie czytałam tak dobrego Kinga! Co tu dużo mówić… Tylko King potrafi pisać jak King… Recenzja tutaj.


2. Peter James - Niezbity dowód

Choć ciągle nie mogę przeboleć, że książka nie nosi za oryginałem tytułu „Dowód absolutny” jest to jedna z najlepszych publikacji tego roku. Wciąga jak diabli, a po przeczytaniu człowiek chce jeszcze… Recenzja pod tym linkiem.

1. Jakub Małecki - Horyzont

Wrażliwość przebijająca z kart powieści Małeckiego nigdy nie przestanie mnie zadziwiać. Rok temu było „Nikt nie idzie”, które mnie oczarowało. W tym roku „Horyzontem” Małecki udowodnił mi, że zasługuje na to, bym zwróciła na niego większą uwagę. Podziwiam sposób, w jaki Małecki prostymi zdaniami potrafi zbudować ładunek emocjonalny o sile rażenia atomówki. Niebywała umiejętność. Recenzja tutaj.


No, to jak już znacie całą moją listę naj-naj 2019, to mogę życzyć Wam szampańskiej zabawy i Szczęśliwego Nowego 2020! Oby przyniósł więcej tak dobrych książek, jak powyższa dziesiątka! 

12/20/2019

#103 David Buisan, David Aceituno - Kurt Cobain. Biografia

#103 David Buisan, David Aceituno - Kurt Cobain. Biografia
Zacznę od tego, że absolutnie uwielbiam ilustrowane biografie, które wydaje Młody Book należący do Grupy Wydawniczej Sonia Draga. Niezależnie od tego, kogo będą one dotyczyć, każda kolejna stanie na moim regale. Ilustracje, choć nieidealne, mają w sobie jakiś urok, który sprawia, że po prostu chce się na nie patrzeć. I choć biografii Fridy nie przeczytałam, mimo że ją posiadam, to w przypadku książki o Kurcie Cobainie wiedziałam, że na pewno jej lektura mnie nie ominie.  

lareinemargotpl

David Buisan, David Aceituno - Kurt Cobain. Biografia

Mam ogromny problem z tą recenzją. Książka bowiem jest przede wszystkim świetnie wydana, a poza tym spójnie napisana. Historia Cobaina jest tu przedstawiona od A do Z i właściwie nie ma się do czego przyczepić. 

Zastanawia mnie jedynie dziwny zabieg autorów, którzy postanowili opisać życie Cobaina w narracji pierwszoosobowej... jako Cobain. Czytamy zatem niejako słowa samego Kurta. 

A to z kolei sprawia, że opowieść ta pozbawiona jest mitologizacji, jaką zwykle spotyka się we wszystkich relacjach związanych ze śmiercią muzyka. Tutaj nie znajdziemy domniemań dotyczących tego, w jaki sposób Cobain zdołał pociągnąć za spust. Ani spekulacji na temat tego, czy aby na pewno nikt mu w tym nie pomógł. 

Jest to pierwsza (i na pewno jedyna) biografia tego artysty, jaką przyszło mi przeczytać. I choć język i styl autora sprawiły, że wciągnęłam tę książkę w niecałe dwie godziny, to czytało mi się ją bardzo ciężko, bowiem co chwilę przewracałam oczami. 

Z książki tej wynika, że Kurt Cobain był nieudacznikiem, człowiekiem chorym psychicznie i tak strasznie nieumiejącym sobie poradzić z własną głową, że to cud, że dożył dwudziestu siedmiu lat. Gdybym ja była wiecznie tak nieszczęśliwa jak Cobain, strzeliłabym sobie w łeb znacznie wcześniej...

Człowiek, którego muzyki słucham i lubię, był osobą, której myśli samobójcze towarzyszyły właściwie przez całe życie. Sam nie wiedział, czego chce, bo z jednej strony chciał grać i na tym zarabiać, a z drugiej, kiedy to się już udało, też było mu źle, bo niby „sprzedał swoje ideały”. 

Niby pragnął być kochany i kochać, a kiedy spotkał miłość swojego życia, to też szczęścia mu to nie dało. 

Ponoć twierdził, że narkotyki uśmierzają okropne bóle brzucha, na które cierpiał od dzieciństwa, a które były tak naprawdę psychosomatyczne. I choć z trudem czytało mi się o kimś, kogo nic na świecie nie byłoby w stanie zadowolić, stwierdzam, że szkoda, że nie trafił w młodości (choć ciężko w jego przypadku mówić o starości...) na jakąś dobrą psychoterapię, bo może żyłby do dziś. 

Zastanawiam się jednak nad tym, ile w tej opowieści jest prawdziwego Kurta Cobaina, a ile wyobraźni literackiej i interpretacji samych autorów. 

I nie wiem. Musicie więc sami sięgnąć po tę pozycję i zdecydować za siebie. 

Ja mogę ją co najwyżej polecić jako ciekawą publikację o człowieku, którego „Smells like teen spirit” zna cały świat. 

Moja ocena: 👍👍👍👍/5

Tytuł: Kurt Cobain. Biografia
Autor: David Buisan, David Aceituno
Wydawnictwo: Młody Book
Liczba stron: 140
Data wydania: 16 października 2019

Za egzemplarz do recenzji serdecznie dziękuję Wydawnictwu:

12/19/2019

#102 Caroline Hulse - Gorączka świątecznej nocy

#102 Caroline Hulse - Gorączka świątecznej nocy
Jestem wymagającym czytelnikiem. Poza dobrą fabułą oczekuję również pewnego poziomu literackiego, któremu autor powinien sprostać. Dlatego nie przepadam za literaturą kobiecą. I dlatego nie czytam książek świątecznych. Dla tej jednej postanowiłam jednak zrobić wyjątek, bo po opisie wnioskowałam, że może to być całkiem przyjemna lektura. Taka odskocznia od kryminału i thrillera, którymi raczę się na co dzień. Oczekiwałam czegoś lekkiego i niezobowiązującego, ale jednocześnie na tyle dobrze napisanego, żeby można było dać się opowieści porwać i żeby wieczór minął nie wiadomo kiedy…

lareinemargotpl

Gorączka świątecznej nocy - Caroline Hulse


Claire i Matt są po rozwodzie, ale dzielą się opieką nad swoją siedmioletnią córką, Scarlett. Oboje są już w nowych związkach. Zbliżają się święta i oboje chcą je spędzić ze Scarlett. Jak jednak pogodzić nowe „rodziny” z tą starą? Dziecko musiałoby spędzić święta z jednym z rodziców, a drugie zostałoby pozbawione towarzystwa dziewczynki. Wpadają zatem na pomysł, by spędzić święta wszyscy razem. Claire i Patrick. Matt i Alex. I oczywiście Scarlett, a także jej wyimaginowany przyjaciel…

W ośrodku Szczęśliwy Las próbują przetrwać kilka wspólnych dni. Pojawia się alkohol, a stare sekrety wychodzą na światło dzienne. Robią wszystko, co w ich mocy, by nie wybuchła wielka kłótnia. Ostatecznie i tak cały plan bierze w łeb. Co takiego wydarzyło się w Szczęśliwym Lesie?

Miało być Love Actually, a wyszedł film klasy B


Zapowiadano podobieństwa do moich ukochanych świątecznych filmów (poza „Szklaną pułapką” 😉 ): The Holiday i Love Actually. Cóż, ja tych podobieństw nie widzę. Co więcej, nie widzę w tej lekturze generalnie nic przyjemnego. Tak, męczyłam się. Od samego początku. Cudem jest, że dobrnęłam do końca. Historia byłaby dla mnie przyswajalna w formie filmu, typowej romantycznej komedii. W postaci książki jednak była dla mnie karą, a nie odpoczynkiem.

Powieść napisana jest typowo kobiecym naiwnym stylem i z poczuciem humoru nastolatki. Bardzo chciałam, żeby „Gorączka świątecznej nocy” była napisana jak „Współlokatorzy” czy „Zakochany przez przypadek” albo „Siedmiu mężów Evelyn Hugo”. To są babskie książki, które przeczytałam jednym tchem. „Gorączka” natomiast jest jedną z tych książek, przez które tak rzadko sięgam po kobiece pozycje. 

I chyba znów zrobię sobie od nich dłuższą przerwę.

Moja ocena: 👍/5

Tytuł: Gorączka świątecznej nocy
Autor: Caroline Hulse
Wydawnictwo: Znak
Liczba stron: 416
Data wydania: 27 listopada 2019

Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu:



12/18/2019

#101 Chandler Baker - Zmowa milczenia

#101 Chandler Baker - Zmowa milczenia
Jak tylko przeczytałam opis „Zmowy milczenia”, wiedziałam, że muszę tę książkę przeczytać. Jako były pracownik kilku większych korporacji znam bowiem temat molestowania i mobbingu aż za dobrze. Nie, żebym tęskniła, ale czasem lubię sobie poczytać książki o takim prawdziwym życiu i realnych problemach ludzi pracujących. A szczególnie kobiet. Wiadomo przecież, że jak kobieta w miarę sobie radzi w korpo, to na pewno w jakiś podstępny sposób wykorzystała swoje walory, żeby piąć się w hierarchii. Temat jest mi bliski i czekałam na tę pozycję bardzo niecierpliwie. A ponieważ okładka obiecuje połączenie wątku #meToo ze „Słodkimi kłamstewkami”, miałam naprawdę duże oczekiwania.

lareinemargotpl


Chandler Baker - Zmowa milczenia

Korpo. Wyścig szczurów. Każdy każdemu świnię podkłada, a cała firma aż trzęsie się od plotek. Trzy bohaterki: Sloane, Ardie i Grace mają dosyć zamiatania brudów pod dywan i kiedy umiera prezes firmy, a jego miejsce ma zająć ich przełożony. Ten ma jednak sporo za uszami, a kobietom nie uśmiecha się perspektywa otrzymania przez niego tak dużej władzy w swoje ręce. Postanawiają zatem położyć kres niewłaściwym zachowaniom przełożonego.


Rozczarowanie

Mogło być fajnie. Naprawdę mogło. Ale albo zawiódł tłumacz albo autorka ma toporny styl, który całkowicie uniemożliwia czerpanie jakiejkolwiek przyjemności z czytania tej książki. Męczyłam ją parę tygodni licząc, że w którymś momencie jednak się polubimy. Nic takiego jednak nie nastąpiło.

A szkoda, bo temat jest świetny. Jakby dać tę fabułę komuś innemu do napisania, to naprawdę mógłby być hit. Tymczasem już od pierwszych stron ciężko mi było w ogóle zrozumieć, poza ogólnym zarysem, co się dzieje w tej historii. 

Autorka bardzo dosłownie potraktowała realizm dialogów i często brzmią one tak, jak faktycznie prowadzi się rozmowy w pracy w takiej firmie. Tyle że wtedy nikt postronny nie musi rozumieć o co chodzi. Tutaj kazano czytelnikowi się domyślać. Zdania często brzmią, jakby były urwane, jakby coś było zostawione w domyśle. Tyle że czytelnikowi może być ciężko uzmysłowić sobie „co autorka miała na myśli”.

Ubolewam bardzo nad tym, że książka nie sprostała moim wymaganiom. Naprawdę bardzo, bardzo chciałam, żeby to była fajna lektura. Szkoda.

Moja ocena: 👍👍/5

Tytuł: Zmowa milczenia
Autor: Chandler Baker
Wydawnictwo: Sonia Draga
Liczba stron: 456
Data wydania: 16 października 2019

Za egzemplarz do recenzji serdecznie dziękuję Wydawnictwu:

lareinemargotpl

12/17/2019

Podsumowanie 2019 - moje ulubione profile na Instagramie

Podsumowanie 2019 - moje ulubione profile na Instagramie
Czas na podsumowanie mijającego roku... z Instagramem. Dzisiaj zatem będzie o moich ulubionych profilach na Instagramie. Wydaje mi się, że za rzadko mówimy sobie miłe rzeczy, dlatego z okazji zbliżających się świąt postanowiłam powiedzieć kilka ciepłych słów o paru osobach, które aktywnie działają na IG.


lareinemargotpl


Chociaż wszyscy mocno odczuliśmy tegoroczne spadki zasięgów, a frustracja większości instagramowych twórców wylewa się w postach do dziś, to Instagram jest zdecydowanie moim ulubionym medium społecznościowym. Głównie dlatego, że ja od zawsze kocham zdjęcia i wolę formę obrazkową niż tekstową. Wynika to przede wszystkim z faktu, że większość ludzi - niestety - nie potrafi pisać. Pomijam tu kwestię przecinków stawianych na łapu-capu, błędów gramatycznych i ortograficznych. Owszem, wszystkie wymienione kłują mnie w oczy, a niekiedy nawet i prosto w mózg. Bardziej jednak ubolewam nad tym, że ludzie nie potrafią skonstruować logicznej wypowiedzi, która nie będzie brzmiała, jak wypociny pięciolatka… 

Tak, generalizuję, ale prawda jest taka, że jak czytam posty ludzi będących dobrze po trzydziestce, którzy piszą pseudointelektualne teksty, których nie powstydziłby się emo-nastolatek, którego osobowość nie została jeszcze w pełni ukształtowana, to zdecydowanie wolę oglądać ładne obrazki. Serio. Zdjęcia rzadziej wywołują wołanie o pomstę do nieba niż słowo pisane. 

I choć zaczynam z negatywnym przytupem, to dzisiejszy post wcale taki nie będzie. A to dlatego, że pośród tych negatywnych aspektów, Instagram pełen jest cudnych osób, których zdjęcia i posty uwielbiam i czytam w całości. I chciałabym przedstawić Wam kilka profili, które albo odkryłam w tym roku albo po prostu obserwowałam kolejny rok i nadal uwielbiam.






Zabijcie mnie, nie pamiętam, kiedy zaczęłam Kasię obserwować. Wszystko jedno. Uwielbiam, ubóstwiam i podziwiam każde zdjęcie Lemona. Po pierwsze: jej siatka zdjęć na profilu po prostu pieści moje oczy! Zazdroszczę niebywale tej spójności, bo mnie to za cholerę nie wychodzi. :) Obróbka zdjęć, jaką wypracowała, jest po prostu nieziemska. Powtórzę się: uwielbiam!

Po drugie: to jest mistrzyni flatlayów. Rozpoznam jej flaty zawsze i wszędzie, choćbym była wyrwana ze snu.

No i jest to niesamowicie ciepła, uśmiechnięta i pozytywna dziewczyna. 😊




Obserwowałam ją już w ubiegłym roku i towarzyszyłam jej przez cały 2019. Beata moim zdaniem robi coraz piękniejsze zdjęcia, a jej kadry outdoorowe w tym roku mnie po prostu totalnie oczarowały. Tutaj również od jakiegoś czasu zapanowała idealna spójność. Podziwiam!




Podobnie jak w przypadku Beaty, Anitę również obserwowałam już rok temu. Piękne wnętrza, dużo książek, przyjemna kolorystyka. No i łączy nas z Anitą kubkoholizm, a wiadomo, że tacy ludzie się przyciągają. 😊




Dziewczyna, która zawsze ma coś miłego do powiedzenia, nie szczędzi komentarzy pod cudzymi postami, a jej profil wygląda jak idealne portfolio. Bardzo przyjemnie się na to patrzy, a jak do tego dorzucimy fakt, że Julia jest po prostu niesamowicie miłą osobą, to jak tu jej nie obserwować? 




Jak Martyna wrzuci zdjęcie, to mnie cieknie ślinka... Wypróbowałam kilka przepisów i było pysznie! A do tego, oczywiście, należy dodać, że to również bardzo przyjemna w obyciu osóbka.




Tak jak nie przepadam za blogami modowymi i kosmetycznymi, tak Anię bardzo polubiłam. Sympatyczna dziewczyna z klasą, której zazdroszczę stylu i… garderoby. 😁





Uwielbiam klimat panujący na zdjęciach Angeliki, choć generalnie jestem fanką raczej jaśniejszych zdjęć. Jednak te, które są na jej profilu, są po prostu przepiękne i często lądują u mnie w zapisanych jako inspiracja, mimo że dopóki nie dorobię się lustrzanki, to mogę sobie co najwyżej popatrzeć i się pozachwycać. 😊


***

Nie oznacza to oczywiście, że tylko te konta lubię oglądać, jednak kiedy myślę o inspiracjach z Instagrama, to właśnie one przychodzą mi na myśl jako pierwsze.
Jak zapewne zauważyliście, nie ma tu żadnego konta stricte książkowego. Nie oznacza to, że takich nie obserwuję. Zauważyłam jednak, że bardziej mnie kręcą ładne zdjęcia niż zdjęcia książek (które mam wrażenie ładne są coraz rzadziej, a w każdym razie w polskim bookstagramie) i konta, które obserwuję, coraz częściej są związane z innymi rzeczami niż książki. 

W moim feedzie króluje różnorodność: wspomniane książki, podróże, flatlaye i szeroko rozumiany still life, kawa (oczywiście), koty (wiadomo), odrobina mody. Odcięłam się w tym roku od wszystkich kont, które prowadzą osoby wiecznie niezadowolone i pretensjonalne, od tych, które czują się lepsze od innych, od tych, które nie potrafią poprawnie złożyć jednego zdania i od tych… których zwyczajnie nie lubię.

Nie obserwuję żadnego profilu, który budzi we mnie choć odrobinę negatywnych odczuć. Stawiam na jakość - zarówno publikacji, jak i relacji. Jeśli ktoś nie robi wypasionych zdjęć, ale jest fajnym człowiekiem i to widać w jego tekstach - obserwuję. Ale też w drugą stronę - obserwuję kilka profili, których zdjęcia lubię, ale postów nie czytam prawie wcale. Bo - jak już wspomniałam - niektórzy niestety pisać nie potrafią. 

Nie zmienia to faktu, że przestałam się martwić o to, że jak przestanę kogoś obserwować, to ta osoba również odejdzie z mojego profilu. Obserwuję te konta, które mnie w jakimś minimalnym stopniu interesują - z jakiegokolwiek powodu.

I cieszę się niesamowicie, że wciąż trafiam na kolejne świetne osoby, które prowadzą piękne profile. A także że te, które już znam od jakiegoś czasu, nie poddają się mimo spadków zasięgów i nadal można cieszyć się ich publikacjami.

Na Instagramie najważniejsze są dla mnie zdjęcia. Co nie zmienia faktu, że lubię, kiedy za nimi kryje się również fajna osoba. Wtedy mamy sytuację win-win. 😉

Jeśli też macie jakieś ulubione konta na Instagramie, powiedzcie tym osobom (publicznie lub nie - Wasz wybór), że doceniacie ich pracę. To naprawdę nic nie kosztuje, a osobie po drugiej stronie na pewno zrobi się bardzo miło. 😊

12/14/2019

[FIlm] Kod Dedala

[FIlm] Kod Dedala
Kino europejskie to kino specyficzne. Mam wrażenie, że bardziej niż na akcji, skupia się na bohaterach i ich emocjach. Nie byłoby w tym nic złego, gdyby w „Kodzie Dedala” owe emocje były. Owszem, fabularnie otrzymujemy pewne informacje i z obrazu wnioskujemy, że dany bohater coś w określony sposób przeżywa. Ani aktorstwo jednak, ani praca kamery nie oddają jednak tego, co - idę o zakład! - moglibyśmy zobaczyć w scenariuszu „Kodu Dedala” zrealizowanym przez producentów amerykańskich.
Zanim jednak powiem, dlaczego uważam, że ten film jedynie by zyskał, gdyby został nakręcony w którymś z hollywoodzkich studiów, przyjrzyjmy się francuskiemu „Kodowi Dedala”.



Kod Dedala

Dziewięciu tłumaczy zostaje zatrudnionych do przetłumaczenia najnowszej powieści znanego autora bestsellerów. Pracować mają jednocześnie, przez dwa miesiące - tak, aby książka mogła mieć swoją premierę na kilku rynkach jednocześnie. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że zostają oni zamknięci w bunkrze. Nie mają telefonów ani żadnego innego kontaktu ze światem zewnętrznym. 

Obawa przed przeciekiem jest głównym zmartwieniem wydawcy, zostają więc wprowadzone maksymalne środki ostrożności. Przede wszystkim żaden tłumacz nie otrzymuje tekstu w całości, a jedynie fragmenty - wszyscy te same w tym samym czasie. NIe wolno im wynosić tekstu z pomieszczenia, w którym pracują, podobnie jak laptopów, które są przypięte do biurek linkami Kensingtona, do których klucze posiada jedynie wydawca. Na dokładkę tłumaczy pilnują ochroniarze.

Wszystko byłoby dobrze, gdyby pewnego dnia wydawca nie otrzymał maila od szantażysty, który twierdzi, że posiada książkę w całości i żąda pieniędzy za to, że nie zostanie ona przez niego opublikowana w sieci.

Jak można się domyślić, w tym momencie all hell breaks loose. Wzajemne oskarżenia, podejrzenia padające w stosunku do każdego i ogólna paranoja, to bardzo skromny opis dalszych wydarzeń, które finalnie prowadzą do tragedii.

A miało być tak pięknie…

Pozwolę sobie pochwalić twórców za zarys fabularny. Nie jest on jednak pomysłem oryginalnym, albowiem wziął się on z prawdziwej historii, która miała miejsce w przypadku jednej z powieści Dana Browna - „Inferno”. Faktycznie było tak, że w obawie przed przeciekami, tłumacze zostali odizolowani od świata na czas pracy z tekstem. Zresztą tytuł oryginalny to „Les Traducteurs”, czyli z francuskiego „Tłumacze”, jednak marketing to marketing, a „Kod Dedala” jednoznacznie kojarzy się z najsłynniejszym dziełem Browna - „Kodem Leonarda Da Vinci”.

Scenarzyści pole do popisu mieli więc tutaj ogromne i można było wprowadzić do bunkra wydarzenia, jakie tylko przynosi do głowy wyobraźnia. I za historię biję brawa, bo fabularnie wyszło tu skrzyżowanie „Przekrętu” z „21” i trylogią „Ocean’s”. Naprawdę kłaniam się w pas.

Realizatorsko natomiast… Nie wiem, czy to była kwestia pracy kamery czy naprawdę kiepskich aktorów, ale nie powiem, żeby ten obraz zrobił na mnie większe wrażenie. Olga Kurylenko, która gra jedną z tłumaczek i kobietę z lekką obsesją na punkcie autora „Kodu Dedala”, znalazła się w tym filmie chyba wyłącznie ze względu na swoją urodę. I owszem, trzeba przyznać, że jest piękną kobietą i przyjemnie się na nią patrzy… dopóki nic nie mówi. Wtedy niestety wychodzi na jaw, że za dużo talentu aktorskiego tutaj nie zobaczymy, a aktorka cały czas ma jeden wyraz twarzy. Zresztą twórcy czy marketingowcy zgrabnie wykorzystali urodę pani Kurylenko umieszczając ją w centralnej części plakatu reklamującego film…

Podobna sytuacja dotyczy odtwórcy roli wydawcy. Choć Lambert Wilson ma aparycję idealną do roli człowieka, któremu zależy jedynie na pieniądzach, to niestety tutaj również gra aktorska kuleje, co szczególnie kłuło w oczy w sytuacjach, kiedy jego bohater poddany był dużemu stresowi. Emocji u tego pana niestety nie doświadczymy, a obejrzymy zaledwie nieudolną próbę ich pokazania.

Jedna gwiazdka na niebie

Ale! Drodzy Państwo, znalazło się w tej produkcji też miejsce dla kogoś, kto całość uratował. Gdyby nie Alex Lawther, mogłabym na koniec tej recenzji powiedzieć, że spokojnie możecie sobie seans darować, bo nic nie stracicie, a o streszczenie pełnej fabuły możecie poprosić kogoś, kto miał okazję „Kod Dedala” obejrzeć. 

Alex Lawther od pierwszej sceny, w której się pojawił, do samego końca królował na ekranie. To jest jego film i to jest chłopak, który tę produkcję ratuje. Tutaj znajdziemy emocje, tutaj możemy poczuć coś do bohatera, a raczej współodczuwać razem z nim. Lawther intryguje, porusza i trafia do widza. Znany z produkcji Netflixa - „The end of the f***ing world” młodziutki aktor ma więcej talentu niż wszyscy jego koledzy z planu „Kodu” razem wzięci.

I teraz dochodzimy do sedna. Gdyby ten scenariusz robili amerykanie, to przede wszystkim obsada nie byłaby… cóż, odważę się to powiedzieć - po francusku sztywna. Po drugie, jestem absolutnie przekonana, że drugie dno i odkrycie zagadki uderzyłoby w widza ze znacznie większą mocą. Po prostu realizacja i sposób pokazania tej historii byłby ciekawszy, bardziej zajmujący, a co za tym idzie - opowieść by się czuło, a nie tylko na nią patrzyło.

„Kod Dedala” to nie jest zły film, ale ratuje go wyłącznie scenariusz i świetny Lawther. Gdyby jednak zabrakło tego czynnika w postaci jednej gwiazdki obdarzonej talentem, można by o tym obrazie zapomnieć w momencie ukazania się napisów końcowych.

Właściwie całą recenzję można zmieścić w dwóch słowach: Alex Lawther.

To on stworzył ten film.

Idźcie do kina dla niego.
Warto.

"Kod Dedala", 2019, reż. Régis Roinsard, scenariusz Régis Roinsard, Romain Compingt, Daniel Presley. Premiera 20 grudnia 2019.

12/06/2019

Moje kosmetyczne hity 2019 roku

Moje kosmetyczne hity 2019 roku
Nie należę do kosmetycznych maniaczek. Owszem, gdyby zajrzeć do mojej łazienki czy spojrzeć na toaletkę, to jest tego wszystkiego sporo. Rzadko jednak sama z siebie siedzę w necie i wyszukuję nowości czy czytam cudze opinie o kosmetykach. Wychodzę z założenia, że każdy jest inny i to, co pasuje jednemu, drugiemu może nie służyć. Dlatego jak już coś mnie zainteresuje, sprawdzam to samodzielnie. Są też takie kosmetyki, którym po prostu jestem wierna i które towarzyszyły mi przez cały 2019 rok. Przedstawiam Wam moje osobiste kosmetyczne hity 2019 roku.

lareinemargotpl


Zestaw Coco Lips od HelloBody

lareinemargotpl


Przyznam, że napatrzyłam się na stories u Ani z @fashionablecompl i dlatego skusiłam się na zakup tego zestawu. Gdyby jednak nie obniżki na Black Friday, chyba bym tych produktów nie kupiła, bo cena regularna to prawie 140 złotych. Zważywszy na to, że zestaw składa się z dwóch słoiczków po 15 ml, uważam, że jest mocno wygórowana.

Kosmetyki są naturalne, choć przyznam, że uważam, że panuje jakaś moda na naturalne produkty, a mnie jest obojętne, z czego one są wykonane, ważne, żeby działały. Oczywiście w granicach rozsądku, ale nie oszukujmy się - wszystkie do niedawna smarowałyśmy się tą „chemią”, po której teraz tak bardzo się „jeździ”, mówiąc, że to złe, be i niedobre. O ile firma nie prowadzi testów na zwierzętach, a produkty działają, jak należy, to czy one są naturalne czy nie - wszystko mi jedno. Tak, wiem, że to mało popularna opinia. 😉

Wracając jednak do zestawu Coco Lips. Mamy tu scrub (peeling) do ust i balsam. Oba produkty pachną kokosem i muszę im oddać, że ten zapach jest obłędny. Już od pierwszego użycia wiedziałam, że to będzie mój hit. Bo poza tym, że przyjemnie się tego używa, to usta są gładziutkie i zwyczajnie ładniejsze. Naprawdę bardzo polecam!

Lakiery hybrydowe od NeoNail 

lareinemargotpl


Używam ich znacznie dłużej niż od roku i nic się nie zmieniło - nadal jest to moja ulubiona marka. Przede wszystkim według mnie firma ma najpiękniejsze kolory. Nie mogę się przyczepić do jakości, bo pięknie trzymają się na paznokciach nawet trzy tygodnie (choć zwykle zmieniam ubarwienie po dwóch 😉). Nawet w przypadku jasnych kolorów wystarczają dwie warstwy, więc do krycia również nie mam zastrzeżeń. Cały rok ich używałam i pewnie w przyszłym się to nie zmieni.

Bo po co zmieniać coś, co się świetnie sprawdza?

Podkład Timewise od Mary Kay

lareinemargotpl

Używam od dwóch tygodni, ale już wiem, że będę kupować kolejny. Dotychczas używałam nieśmiertelnego Double Wear od Estee Lauder, ale Timewise skradł moje serce. Nie dość, że mam idealnie dobrany odcień (co wbrew pozorom wcale nie jest takie proste), to podkład świetnie się rozprowadza na skórze i właściwie się w nią wtapia, dzięki czemu nie występuje efekt maski. Fluid jest również wyjątkowo trwały, co jest dla mnie ważne, bo ja bardzo często w ciągu dnia dotykam palcami twarzy i zwykle połowę makijażu sobie po prostu ścieram. Tutaj na koniec dnia nadal mój make up wygląda naprawdę przyzwoicie.

Choć jestem zwolenniczką nakładania podkładu palcami (gąbki do mnie kompletnie nie przemawiają, więcej podkładu wchłania się w gąbkę niż zostaje na buzi - próbowałam i tych tanich i drogich i jestem na „nie”), do tego podkładu mam pędzel z Mary Kay, dzięki któremu malowanie stało się jeszcze przyjemniejsze i łatwiejsze. 

***
Jestem bardzo zadowolona ze wszystkich powyższych produktów i na pewno zagoszczą one w mojej kosmetyczce na dłużej. A jeśli Wy szukacie jeszcze pomysłów na prezenty, to jestem pewna, że zdecydowana większość Pań ucieszy się z każdego z powyższych. 😊

12/04/2019

Co kupić miłośnikowi książek? Pomysły na prezenty dla książkoholików

Co kupić miłośnikowi książek? Pomysły na prezenty dla książkoholików
Nadchodzi ten czas w roku, kiedy każdy lata jak szalony po galeriach handlowych lub spędza pół dnia na stronach sklepów internetowych. Grudniowe szaleństwo zakupów i stres z tym związany może się dać we znaki i sprawić, że ominie nas magia świąt. Warto zatem przygotować się wcześniej. I tutaj oczywiście zaczynają się schody związane z tym, co kupić. Jeśli macie w rodzinie lub wśród znajomych kogoś, kto dużo czyta, zakup książki może być ryzykowny. Może się bowiem okazać, że dany tytuł już stoi u tej osoby na regale. Więc co kupić miłośnikowi książek? Oto moje propozycje pomysłów na prezenty dla książkoholików. 



lareinemargotpl

Co kupić miłośnikowi książek? Pomysły na prezenty dla książkoholików

Plakat zdrapka

Fot. zdrap.to

Taki plakat to dla książkoholika świetny prezent. Nie dość, że wygląda efektownie, to jeszcze motywuje do przeczytania klasycznych tytułów. W sklepach internetowych dostępne są różne edycje tego plakatu, jeśli jednak zależy Wam na polskiej wersji, to nabyć ją można na przykład w sklepie zdrap.to

Czytnik ebooków

Choć wiele osób zarzeka się, że woli klasyczne, papierowe książki, nie mogą oni zaprzeczyć wygodzie, jaką niesie ze sobą e-czytanie. Czytnik ebooków jest lekki, poręczny i pozwala zabrać ze sobą setki tytułów bez nadwyrężania kręgosłupa. 

Choć w pierwszej kolejności na myśl przychodzi czytnik Kindle od Amazonu, osobiście korzystam i polecam Wam czytniki firmy PocketBook. Głównie dlatego, że umożliwiają one korzystanie z abonamentu Legimi w opcji bez ograniczeń ilościowych. Na Kindle tymczasem można w miesiącu pobrać z biblioteki Legimi ograniczoną liczbę książek.

lareinemargotpl


A co jeśli ten ktoś posiada już czytnik? Zawsze można ukradkiem sprawdzić, w jakim stanie jest etui, w którym ów czytnik się znajduje i kupić nowe. 

Abonament Legimi

Netflix dla książkoholika! Miesięczny abonament w wysokości 32,99 złotych (cena promocyjna, standardowy koszt to 39,99 złotych) pozwala na nieograniczone korzystanie z zasobów Legimi. A jest w czym wybierać! W ofercie jest już 60 tysięcy ebooków. 

Wygodny sposób na czytanie dużej ilości książek bez konieczności szukania dla nich miejsca w domu i… pieniędzy w portfelu. 32,99 zł to mniej więcej koszt jednego papierowego wydania. 

Klasyka Barnes and Noble

Zdecydowana większość książkoholików to okładkowe sroki. Im ładniejsza okładka, tym większe budzi zainteresowanie. Książkoholicy lubią ładne książki. A najbardziej lubią ładne książki u siebie na regale. Piękne wydania klasyków literatury od Barnes and Noble, oprawione w skórę, na pewno ucieszą niejednego miłośnika książek.


lareinemargotpl


Książki można nabyć między innymi w Empiku czy w księgarni internetowej the bookshop.

Warsztaty pisania

A może Waszemu książkoholikowi marzy się wydać własną książkę? W takiej sytuacji świetnym pomysłem na prezent będą warsztaty pisania. Na przykład te organizowane przez Maszynę do Pisania, szkołę założoną przez Katarzynę Bondę. Warsztaty prowadzi wielu popularnych pisarzy, między innymi Robert Małecki, Marta Guzowska, Joanna Opiat-Bojarska, Łukasz Orbitowski, Mariusz Czubaj, Przemysław Semczuk czy Wojciech Chmielarz.

Kursy odbywają się w Warszawie, Toruniu, Gdańsku, Poznaniu, Wrocławiu, Pile i Krakowie.
Listę kursów na rok 2020 znajdziecie na tej stronie.

Regał na książki

Choć ciężko go będzie zmieścić pod choinką, o ile tylko osoba obdarowywana ma w swoim mieszkaniu miejsce, z regału na pewno się ucieszy. Każdy książkoholik bowiem wie, że nie ma czegoś takiego jak „za dużo miejsca na książki”. Szczególnie polecam sprawdzony i popularny regał z Ikei z serii Billy. Jak zresztą można przeczytać na stronie, regał Billy to „wybór miłośników książek, który nigdy nie wychodzi z mody”. No i spójrzcie tylko jak bosko wyglądają zestawione ze sobą regały zastawione książkami: 

lareinemargotpl


W Ikei dostępne są różne wielkości i kombinacje regałów w tej serii. Najbardziej klasycznym jest ten o wymiarach 80x28x202 cm. Regały dostępne są w pięciu kolorach: 
  • Biały
  • Czarny brąz
  • Brązowy okleina jesionowa
  • Okleina brzozowa
  • Okleina dębowa bejcowana na biało

Pomijam w swoich propozycjach wszelkie książkowe gadżety, typu kubki, zakładki, skarpetki, koszulki i tego typu drobiazgi. Przede wszystkim dlatego, że są oczywiste. Ale też dlatego, że wychodzę z założenia, że prezent pod choinką powinien być nieco bardziej imponujący (co nie znaczy, że kosztowny!) i efektowny. 

Jeśli jednak nadal macie wątpliwości, zawsze dobrym prezentem w takim wypadku będzie… karta podarunkowa do księgarni. Nie ma książkoholika, który się z niej nie ucieszy. 😀
Copyright © 2016 la reine margot , Blogger