12/01/2019

[Głośno myślę...] Nic na świecie nie jest nowe, czyli o tym, jak woda sodowa uderza do głowy



Być może, jak kilka osób kiedyś zauważyło, lubię po prostu wsadzać kij w mrowisko. Do dzisiejszego tematu mam jednak nieco inne podejście. Nie będzie tu żadnego ataku ani bronienia kogokolwiek. Będzie za to o tym, że warto zachowywać dystans do niektórych spraw. A przede wszystkim zdrowy rozsądek. 

Tytułem wprowadzenia powiem tylko, że wczoraj na bookstagramie padły niesłuszne oskarżenia o plagiat pomysłu na książkowy kalendarz adwentowy. Dlaczego niesłuszne? Nie, nie dlatego, że osoba, na którą wskazał palec jest moją koleżanką. Bo wbrew pozorom nie jest. Widujemy się sporadycznie, zazwyczaj przy okazji wydarzeń książkowych i od czasu do czasu wymienimy jakąś wiadomość na IG. Osoba po drugiej stronie za to bardzo lubi owym palcem wskazywać, kiedy coś jej się nie podoba.

Poszło o… książkowy kalendarz adwentowy. Że niby jedna wpadła na to wcześniej, a druga zerżnęła od niej pomysł. I teraz tak… Kalendarz adwentowy istnieje od tysiąc osiemset któregoś tam roku. Mamy dwudziesty pierwszy wiek i, na litość boską, nie trzeba być geniuszem, żeby wpaść na taki pomysł, żeby zamiast czekoladek, przez dwadzieścia cztery dni odpakowywać książki. Sorry, dziewczyny, ale żadna z Was nie jest w stanie zagwarantować, że wpadła na to sama, bez jakiejkolwiek inspiracji. Zwłaszcza że znane wydawnictwo również taką akcję od jakiegoś czasu prowadzi. 

Mało tego - obie akcje się od siebie mocno różnią. Jedna jest rozdaniem, druga jest pokazywaniem i polecaniem ulubionych książek kryminalnych. 

Po jaką cholerę robić z tego #instadramat?! Instagram jest duży, bookstagram także. Myślę, że większość ludzi ma totalnie wyje***e na to, że są prowadzone dwie podobne akcje. Przeszkadza to tylko osobie, która podaje, że rzekomo jest to jej AUTORSKI pomysł. No błagam…

Nie ma nic złego w tym, że dwa książkowe konta robią podobne rzeczy. To tak, jakby mieć pretensje o to, że ktoś opublikował recenzję tej samej książki. Albo że zrobił zdjęcie książki i kubka. Bo przecież to takie oryginalne! (sarkazm, jakby ktoś nie załapał 😉).

Przede wszystkim jednak chodzi mi o kulturę. Mówimy o niej, obracamy się wokół niej, ale sami jej zasad nie przestrzegamy. Wysyłamy sobie nienawistne, pełne jadu wiadomości. Wyzywamy ludzi w instastories od żałosnych. I zarzucamy publicznie plagiaty.

Nie zgadzam się na to i wyłącznie dlatego stanęłam w obronie niesłusznie oskarżonej. Nie ze względu na osobiste sympatie. Uważam, że niektóre duże bookstagramowe konta zawłaszczyły sobie pojęcie „kopiowanie” i zupełnie zmieniły jego definicję. Na taką, która pasuje wyłącznie im. Instagram, i w ogóle Internet, jest ogromny. Dzisiaj nikt nie wymyśla czegoś, co nie zostało już przez kogoś gdzieś zrobione. A jeśli nawet, to są to rzadkie przypadki.

Dużo mówi się o „kradzieży” pomysłów na zdjęcia, teraz o kradzieży pomysłu na książkowy kalendarz adwentowy. Polecam zatem wpisać sobie w Google „book advent calendar” i okaże się, że rzekoma „autorka” pomysłu wcale jednak pierwsza nie była.

Nie pierwszy raz zresztą w tym bookstagramowym światku padają oskarżenia o zrzynanie pomysłów. Tymczasem jak człowiek dobrze poszuka, okazuje się, że przed tym, od kogo niby zrzynamy, ktoś inny już zrobił… dokładnie to samo. 

Odnoszę wrażenie, że niektórym od ilości obserwatorów uderzyła do głowy sodówka. Zachęcam więc do wzięcia głębokiego oddechu i wzruszenia ramionami. Instagram naprawdę pomieści nas wszystkich. 


Przestańmy zatem skakać sobie do gardeł o byle - za przeproszeniem - gówno.

Copyright © 2016 la reine margot , Blogger