W samym tylko styczniu w nowościach książkowych pojawiło się co najmniej siedem pozycji z którymś z obozów koncentracyjnych w tytule. Są wśród nich zarówno reportaże, jak i powieści fabularne. W tych drugich zapewne znajdują się te, które pozostają wierne prawdzie historycznej, a także te, w których obraz obozu jest jedynie tłem dla fikcyjnych wydarzeń. Wiele jest głosów mówiących o tym, że wydarzeń dotyczących horroru II Wojny Światowej nie powinno się fabularyzować. Że te sprawy powinny być opisywane wyłącznie w formie reportażu. Osobiście nie zgadzam się z takimi opiniami, uważam jednak, że do tych tematów należy podejść z odpowiednim wyczuciem.
Magda Knedler takie wyczucie ma, a powieść, którą stworzyła, nie jest ani peanem na cześć Leszczyńskiej ani manifestem nienawiści do nazistów za piekło, jakie zgotowali milionom ludzi. I chwała jej za zachowanie tej powściągliwości, choć opisana przez nią historia w rękach mniej uzdolnionego literata mogłaby przechylić się na którąś z tych stron, lub - co byłoby jeszcze gorsze - być ich połączeniem.
Ponieważ jest to opowieść oparta na prawdziwych wydarzeniach, nie ma się co w jakikolwiek sposób rozpisywać na temat fabuły. Ani tym bardziej jej oceniać, z czym - o zgrozo! - niestety spotkałam się w przypadku recenzji tego typu powieści. Moim zdaniem jedyne kwestie mogące tutaj podlegać jakiejkolwiek ocenie to warsztat literacki oraz prawdziwość przekazu, zgodność z rzeczywistymi wydarzeniami lub prawdopodobieństwo ich wystąpienia.
Czytając „Położną z Auschwitz” czuć, że autorka włożyła w tę książkę całe serce i wprost tytaniczny wysiłek. Jest to opowieść oparta na faktach i - mam wrażenie - trudno szukać w niej autorskich „wymysłów” Knedler, a widać natomiast solidne przygotowanie do tematu. Nawet biorąc pod uwagę fakt, że główną oś narracyjną oddała w ręce bohaterki fikcyjnej. Na każdym kroku, w każdym zdaniu czuć, że Magda Knedler z góry założyła sobie, że głównym celem jej przekazu ma być autentyczność.
Jak już jednak wspomniałam - w tej autentyczności nie znajdziemy żadnego gloryfikowania Leszczyńskiej przez samą autorkę. Może do tego dojść w myślach czytelnika ze względu na to, czego położna dokonała w niemożliwych warunkach, jednak sądzę, że wrażliwy, a przede wszystkim inteligentny odbiorca będzie rozumiał, że jest to jego własna ocena. Jego własne odczucie.
Nie jest to powieść łatwa, lekka i przyjemna. Ze względu na tematykę teoretycznie nie wypada powiedzieć, że się przez nią mknie, a tym bardziej, że się nią delektuje. A ja jednak zdecyduję się na to stwierdzenie. Bo z jednej strony mamy tu prawdziwą historię, prawdziwego człowieka i sytuacje, na myśl o których aż cierpnie skóra. Z drugiej jednak mamy dzieło literackie, które powinno podlegać takim samym kryteriom oceny jak na przykład kryminał, który w pełni powstał w wyobraźni jego twórcy.
Zatem powiem, że tak, delektowałam się tą powieścią. Proza Magdy Knedler jest bowiem subtelna i delikatna, choć pisze przecież o okrutnych czasach i niewyobrażalnych wydarzeniach. Nie epatuje jednak brutalnością opisów i wiele pozostawia między wierszami, co tym mocniej oddziałuje na wyobraźnię czytelnika i wręcz ściska go za gardło. Knedler po mistrzowsku wplata między słowa emocje, nie pisząc o nich wprost.
I to jest właśnie najmocniejsza strona „Położnej z Auschwitz”. Bo jest to powieść świetna narracyjnie, przemyślana pod względem konstrukcji, poprzedzona solidnym researchem i poprawnie wyważona. Magda Knedler jest jednak pisarką, która swoimi słowami dociera nie tylko do inteligencji czytelnika, ale sięga znacznie głębiej i odwołuje się do jego wrażliwości i empatii. To nie jest powieść rozrywkowa i odnoszę wrażenie, że autorka nawet nie umiałaby stworzyć czegoś, co miałoby przynieść komuś jedynie kilka godzin zapomnienia i oderwania od rzeczywistości.
A jeśli nawet potrafi, to ja apeluję, by nigdy tego nie zrobiła.
Bo ja nie chcę czytać tego, co pisze.
Ja chcę to czuć.
Tytuł: Położna z Auschwitz
Autor: Magda Knedler
Wydawnictwo: Mando
Liczba stron: 304
Data wydania: 15 stycznia 2020