6/18/2020

#121 Nathan Hill - Niksy

#121 Nathan Hill - Niksy
Są takie książki, które muszą swoje odczekać. Odstać na regale, zebrać trochę kurzu, stracić zapach świeżego druku. I gdyby książka miała uczucia, to mogłaby nawet stracić nadzieję, że ktoś ją w końcu weźmie do rąk, położy na opatulonych kocem kolanach i będzie pieścił opuszkami palców jej strony i zachłannie spijał wydrukowane na nich litery. „Niksy” tę nadzieję pewnie straciły już dawno. Aż tu nagle, zupełnie niespodziewanie, bez zapowiedzi, zostały zdjęte z półki i przeczytane od deski do deski. Nie za jednym posiedzeniem, w końcu mają grubo ponad osiemset stron, ale ktoś się nimi zajmował przez kilka dni, przedłużając ich przyjemność z bycia w centrum zainteresowania. Ktoś delektował się nimi i zachwycał, po czym gładząc ich okładkę odstawił je z powrotem na ich miejsce. Tym razem jednak nie było smutno wracać pomiędzy inne książki. Bo zarówno „Niksy”, jak i czytelnik, są w pełni usatysfakcjonowani obcowaniem ze sobą przez tych kilka dni.

lareinemargotpl

Nathan Hill - Niksy


Samuel jest dorosłym mężczyzną, który nigdy nie przebolał, że matka opuściła go, kiedy miał jedenaście lat. Wszystko, co od tamtej pory zrobił w swoim życiu, było - bardziej lub mniej świadomie - podporządkowane marzeniu o tym, by pokazać jej, że wcale nie była dla niego ważna i świetnie poradził sobie bez niej.

Prawda jest jednak taka, że Samuela można by określić mianem nieudacznika, który wcale ze swojego życia nie jest zadowolony. 

Pewnego dnia splot okoliczności sprowadza jego matkę z powrotem do jego życia. Samuel zaczyna grzebać w jej przeszłości, a dawne wydarzenia rzucają światło na powody jej odejścia. Wcale jednak nie jest powiedziane, że Samuel je zrozumie.

Poza przeszłością jego matki, otrzymujemy również wgląd w dzieciństwo samego Samuela sprzed jej odejścia. W dzieciństwo i wydarzenia, które będą miały swoje konsekwencje w dorosłym życiu mężczyzny.

Literatura wyższych lotów


Od pierwszej strony wiedziałam, że trzymam w rękach książkę wyjątkową. Objętość nieco mnie przerażała, jednak z tak grubymi powieściami, które okazują się być naprawdę dobre, jest jak z przyzwoitym serialem - człowiek przywiązuje się do bohaterów znacznie bardziej, niż w przypadku powieści o połowę chudszej.

Nathan Hill napisał powieść, której najmocniejszą stroną jest warstwa psychologiczna. Tym, co najbardziej u Hilla uderza i co można wyczytać między wierszami, jest straszny fakt tego, jak bardzo wzorce z dzieciństwa (lub ich brak) i proces pierwszych socjalizacji wpływają na całe nasze życie: na poglądy i przekonania, a finalnie - na nasze zachowania. Jak bardzo nasze życie determinuje to, co przytrafia nam się w dzieciństwie i na czym - siłą rzeczy wynikającą z wieku i braku dojrzałości - nie za bardzo jesteśmy w stanie się uczyć. Nie wspominając o niezwykle potrzebnym przepracowaniu traum, które jako dzieci odbieramy zupełnie inaczej, bo ich nie rozumiemy. 

lareinemargotpl

Mistrz długich zdań 


Uwielbiam długie zdania. Jeśli są prawidłowo złożone i zachowują sens, a do tego nie składają się z niepotrzebnych słów, tylko faktycznie niosą treść, a ta z kolei zabarwiona jest odpowiednią dawką emocji, jest to miód na moje czytelnicze serce i prawdziwa uczta dla umysłu. Kiedy więc na kartach tej powieści napotkałam zdanie zajmujące, ni mniej ni więcej, a SZESNAŚCIE STRON, zdanie, które miało charakter zarówno informacyjny, jak i emocjonalny, nie miałam wyjścia i musiałam uznać Nathana Hilla za mistrza. Niewielu jest bowiem pisarzy, u których byłabym w stanie to zaakceptować. W „Królu” Twardocha trafiłam kiedyś na zdanie długości mniej więcej trzech czwartych strony i nie mogłam przez nie przebrnąć. U Hilla tymczasem nie dość, że wręcz chłonęłam czytane słowa, to również z każdą przewracaną kartką odczuwałam emocje, które autor w tym jednym, niesamowicie długim zdaniu zawarł. Brak kropki odnotowałam już na pierwszej stronie, na drugiej zaczęłam wątpić, czy owej kropki jednak nie przegapiłam, a po trzeciej już musiałam przekartkować cały rozdział, żeby się upewnić w swoich podejrzeniach.

Szesnaście stron. Mistrzostwo. 

I tu nie mogę nie pogratulować tłumaczowi, Jerzemu Kozłowskiemu, bo przekład jest po prostu znakomity!

Nie obyło się bez minusów


Jedyny zarzut, jaki mogę wobec tej powieści wystosować, jedyna rzecz, która naprawdę mi przeszkadzała, to sporadycznie powtarzający się oddzielny zapis „nie” z przymiotnikami. Oczywiście przy 850 stronach można by powiedzieć, że to drobiazg, że kilka razy pojawił się taki błąd, jednak mnie takie kwestie bardzo irytują. Literówki jestem w stanie wybaczyć - zdarza się, wiem z doświadczenia, że czytając tekst kilkukrotnie, nawet przez kilka osób, czasem po prostu nie da się czegoś nie przegapić. Takie błędy są jednak dla mnie bardzo rażące, zwłaszcza że zwykle swoją pewność poddaję w wątpliwość i albo muszę sprawę zweryfikować ze słownikiem, albo dane słowo zwyczajnie sobie gdzieś zapisać, żeby je sprawdzić ze swoją automatyczną pamięcią, albo - co najgorsze - próbuję błąd zignorować, co nigdy się nie udaje, a w rezultacie potrafię się wyłączyć podczas czytania kilku kolejnych zdań i zamiast rejestrować ich sens, toczę w myślach debatę o tym, czy faktycznie był to błąd, czy może jednak się pomyliłam... 

Pomijając jednak tę kwestię, „Niksy” to powieść, o której mogę powiedzieć, że naprawdę żałuję, że ją skończyłam i że zazdroszczę wszystkim, którzy mają ją jeszcze przed sobą.


Tytuł: Niksy
Autor: Nathan Hill
Wydawnictwo: Znak
Data wydania: 11 września 2017


Książka pochodzi z domowej biblioteczki.

6/05/2020

#120 Olivia Beirne - Lista, która zmieniła moje życie

#120 Olivia Beirne - Lista, która zmieniła moje życie
Jako miłośnik kryminałów potrzebuję od czasu do czasu sięgnąć po coś innego. Prawdę mówiąc, już od jakiegoś czasu nudzą mnie kryminały, ale to temat na inny czas. W każdym razie zwykłam robić sobie przerwy między morderstwami i śledztwami, i zazwyczaj wtedy sięgam po literaturę lekką i przyjemną. Niestety często kończy się to rozczarowaniem, ponieważ coraz trudniej trafić na lekko napisaną sympatyczną historię, która nie będzie jednocześnie… głupia. I tutaj z ratunkiem przychodzi nowa seria Wydawnictwa Albatros, Mała czarna. Znajdziemy w niej pozytywne historie, którym nie brak humoru. Najnowsza z nich, „Lista, która zmieniła moje życie” trafiła niedawno w moje ręce.



Olivia Beirne - Lista, która zmieniła moje życie


Georgia jest rysownikiem, której projekty nie widzą światła dziennego. Zamiast pokazać je swojej szefowej i rozwijać swoją pasję na zawodowym gruncie, dziewczyna wykonuje pracę asystentki, co wiąże się z wykonywaniem absurdalnych poleceń szefowej.

Kiedy siostra Georgii nagle dowiaduje się, że choruje na stwardnienie rozsiane, dziewczyna dostaje od niej listę zadań do wykonania. Zadań, których ona sama nie będzie już w stanie zrobić.

W ten sposób Georgia wkracza na drogę, która całkowicie zmieni jej życie.

Sympatyczna komedia romantyczna


Przyznam, że uwielbiam komedie romantyczne. „Masz wiadomość”, „Jak stracić chłopaka w 10 dni” czy „Love Actually”, to tylko kilka z dość pokaźnej listy moich ulubionych. Oczywiście mowa tutaj o filmach, bo aż do ubiegłego roku, kiedy to w moje ręce trafiła powieść „Współlokatorzy”, nie sądziłam, że mogę polubić również taką literaturę. Okazało się jednak, że warto się czasem oderwać od „poważnych” lektur i po prostu przeczytać coś dla rozrywki. I w ten sposób, kiedy tylko dowiedziałam się o premierze „Listy, która zmieniła moje życie”, niecierpliwie czekałam, aż trafi ona w moje ręce. Liczyłam, że podobnie jak przy wspomnianych „Współlokatorach”, po prostu przepadnę na kilka godzin. 

I tak się stało. „Lista, która zmieniła moje życie” to książka „na raz”. Jak się zacznie, tak czyta się od deski do deski. Jest miło, jest przyjemnie, miejscami naprawdę zabawnie. Oczywiście przewidywalnie, ale to jest standard wpisany w schemat gatunku, więc nie traktowałabym tego jako wadę. 

W moim odczuciu komedia romantyczna ma jedno zadanie: bawić. Pozwolić czytelnikowi oderwać się od rzeczywistości, wciągnąć i może nawet wzruszyć. I to zadanie jak najbardziej można tutaj odhaczyć. Spędziłam kilka godzin z tą książką i naprawdę bardzo dobrze się bawiłam. 

Poprzeczkę jednak podniosłam Olivii Beirne zbyt wysoko. Oczekiwałam oryginalności „Współlokatorów” i tego mi niestety tutaj zabrakło. Ogólny zarys fabuły przypomina mi zresztą czytany całkiem niedawno „Pokój wspaniałości” autorstwa Juliena Sandrela. 

To, co ostatecznie wpływa na moją pozytywną ocenę „Listy (...)”, to humor. Zdarzyły się bowiem momenty, w których chichrałam się podczas lektury na głos, a wcale nie jest łatwo do tego doprowadzić.

Bardzo polecam każdemu, kto ma ochotę na szybki i niezobowiązujący skok w bok od swoich ulubionych gatunków literackich. 

Tytuł: Lista, która zmieniła moje życie
Autor: Olivia Beirne
Wydawnictwo: Albatros
Data wydania: 20 maja 2020


Za egzemplarz do recenzji serdecznie dziękuję Wydawnictwu:


6/01/2020

#119 Frances de Pontes Peebles - Powietrze, którym oddychasz

#119 Frances de Pontes Peebles - Powietrze, którym oddychasz
Są takie książki, w których można się zakochać od pierwszego zdania. Może być to zdanie zupełnie niepozorne, w którym właściwie ciężko szukać czegoś nadzwyczajnego. Ale czytelnik po prostu wie, czuje całym sobą, że to będzie dobra lektura. I tak właśnie było w moim przypadku - kiedy tylko otworzyłam „Powietrze, którym oddychasz”, a mój wzrok padł na pierwsze słowa, wiedziałam, że ta powieść mnie całkowicie pochłonie.


Frances de Pontes Peebles - Powietrze, którym oddychasz


Z okładki tej powieści możemy się dowiedzieć, że jest to opowieść o przyjaźni. I owszem, zgodzę się, jednak jest to przyjaźń jakże odmienna od tego, co się człowiekowi z przyjaźnią kojarzy. Mamy tu dwie bardzo wyraziste bohaterki, które więcej różni niż łączy. Dores, zwana Jegą, jest jedynie kuchenną pomocą, a jej być albo nie być zależy nie tylko od staranności wykonywanych obowiązków, lecz także od widzimisię państwa domu. Za najmniejsze przewinienie można bowiem dostać nie tylko lanie, ale także można zostać wyrzuconym na bruk - i nikt by nawet nie zapłakał. Dziewczyna ma całe pokłady kompleksów wynikających z pochodzenia i jest wychowywana w sposób umacniający w niej poczucie bycia nikim.

Jej całkowitym przeciwieństwem jest córka właścicieli majątku, Graça. Rozkapryszona i przyzwyczajona do tego, że dostaje wszystko, czego pragnie, z racji braku innych rówieśników zaprzyjaźnia się właśnie z Dores.

Tym, co najmocniej łączy dziewczynki i okazuje się być marzeniem ich życia, jest muzyka i marzenia o związanej z nią karierze. I to właśnie muzyka splata ich drogi na całe życie. 

Zachwycająca!


Frances de Pontes Peebles napisała powieść, z której pomiędzy dźwiękami samby wybrzmiewają kompleksy, zazdrość, przywiązanie, impulsywność i pragnienie sławy. Nie da się jednoznacznie, z niezachwianą pewnością określić, kto tu jest zły, a kto dobry. Choć czytelnik kibicuje Dores, głównie z racji współczucia, jakie odczuwa wobec jej losów, miejscami nie może nie stanąć po stronie Graçy, która choć ma swoje liczne wady, nie jest całkowicie pozbawiona rozumu, a intencje, którymi kieruje się Dores, również nie zawsze są dobre.

Warstwa psychologiczna jest najmocniejszą stroną tej powieści. Nic tu nie jest po prostu czarno-białe. Wręcz przeciwnie - autorka zaserwowała nam historię tak barwną, jak brazylijski karnawał. Trzeba również oddać jej sprawiedliwość w kwestii opisów muzyki, którą podczas lektury można wręcz usłyszeć w wyobraźni. Powieść osadzona jest w trudnym historycznie okresie nacjonalistycznych rządów prezydenta Getúlio Vargasa oraz wciąż otwarcie panującego rasizmu w Stanach Zjednoczonych, czego autorka nie przemilczała, a zgrabnie wplotła w swoją opowieść.

„Powietrze, którym oddychasz” to przejmująca historia o tym, jak daleko można odejść od swojej przeszłości jednocześnie cały czas niosąc ją w sobie. To obraz chwytającego za serce przywiązania, które jest tak silne, że nawet trawiąca wnętrzności zazdrość nie jest w stanie go zerwać. 

Wreszcie, jest to powieść o pogoni za marzeniem i o wspinaczce na szczyt sławy - cytując za Jackiem Kaczmarskim: „po śladach cudzej krwi”...

Frances de Pontes Peebles stworzyła powieść, która przypadnie do gustu każdemu miłośnikowi literatury obyczajowej wysokich lotów. 

I która na długo zostanie w pamięci.

Tytuł: Powietrze, którym oddychasz
Autor: Frances de Pontes Pebles
Wydawnictwo: Literackie
Data wydania: 20 maja 2020

Za egzemplarz do recenzji serdecznie dziękuję Wydawnictwu:


Copyright © 2016 la reine margot , Blogger