9/06/2020

#131 Rebbeca Serle - Pięć lat z życia Dannie Kohan

#131 Rebbeca Serle - Pięć lat z życia Dannie Kohan

Lubię od czasu do czasu sięgnąć po coś lżejszego, a już szczególnie w okresie wakacyjnym, kiedy ochota na czytanie przychodzi rzadziej i ustępuje chęci wyjścia z domu i korzystania z pięknej pogody. Wtedy właśnie najlepiej chwycić za coś przyjemnego, niewymagającego, co ma być po prostu czystą rozrywką. I na to właśnie nastawiałam się przed lekturą „Pięciu lat z życia Dannie Kohan”.

la reine margot


Rebecca Serle - Pięć lat z życia Dannie Kohan


Dannie jest bardzo zorganizowaną osobą. Ma wszystko poukładane i zaplanowane. Pewnego grudniowego dnia, po odbyciu rozmowy kwalifikacyjnej w wymarzonej kancelarii prawnej, Dannie idzie na kolację ze swoim chłopakiem. Kiedy ten się jej oświadcza, kolejny element ułożonego życia kobiety wpada na właściwe miejsce. Wszystko w życiu Dannie zaczyna układać się tak, jak sobie zaplanowała.


Kiedy wraca do domu i kładzie się spać… budzi się pięć lat później. W innym mieszkaniu, z innym pierścionkiem na palcu i z… innym narzeczonym. Godzinę później budzi się z powrotem w dobrze sobie znanym świecie, jednak dziwny sen, którego doświadczyła nie opuszcza jej myśli. A już zwłaszcza kiedy poznaje mężczyznę, który jej się przyśnił.


Lekki zawód


Zarówno tytuł, jak i opis powieści, są mylące. Ani nie otrzymujemy tu pięciu lat z życia naszej bohaterki, ani romansu. Jeśli się uprzeć, to można by powiedzieć, że mamy tu piękną opowieść o przyjaźni.


Ale trzeba by się naprawdę uprzeć, bo bohaterowie są odrysowani od kartonu, a cała akcja pozbawiona emocji. Niby te ostatnie powinny się pojawić pod wpływem wydarzeń, które serwuje nam autorka, ale niestety nic takiego się nie dzieje. I to właśnie dlatego, że wszystkie postaci są tutaj nijakie i ciężko się do którejkolwiek z nich przywiązać. Zakończenie niby powinno być wzruszające, a w moim przypadku spotkało się jedynie ze wzruszeniem ramion.


Choć wciągnęłam tę powieść właściwie na jednym tchu, nie wiem, ile dobrego mogę o niej powiedzieć… Mam bardzo mieszane uczucia. Przede wszystkim dlatego, że opis sugeruje zupełnie inną fabułę niż rzeczywiście otrzymujemy. Ponadto tydzień po przeczytaniu tej książki naprawdę niewiele z niej pamiętam. A to już  na pewno niezbyt dobrze o niej świadczy…


Jeśli jednak szukacie czegoś, co po prostu da Wam zajęcie na kilka godzin, to jest to pozycja do rozważenia.


Tytuł: Pięć lat z życia Dannie Kohan

Autor: Rebecca Serle

Wydawnictwo: Czwarta Strona

Data wydania: 12 sierpnia 2020


Za egzemplarz do recenzji serdecznie dziękuję Wydawnictwu:




9/02/2020

#130 Robert Ziębiński - Lockdown

#130 Robert Ziębiński - Lockdown

Kiedy spojrzałam na tytuł tej książki, pierwszą moją myślą było: „Oho, no to się zaczęło!”. Nie mam bowiem złudzeń co do tego, że tegoroczna sytuacja, pandemia i lockdown będą tematem, który autorzy będą albo ignorować umieszczając akcję swoich nowych książek przed albo po pandemii, albo będą go eksploatować. Co gorsze? Trudno jednoznacznie określić, ale właśnie dlatego zdecydowałam się na lekturę nowej powieści Roberta Ziębińskiego. 


la reine margot

Robert Ziębiński - Lockdown


Córka miliarderki, Olgi, zostaje porwana, a kobieta otrzymuje żądanie okupu: ma zapłacić dziesięć milionów złotych. Nic to dla niej, drobne właściwie, problem jednak polega na tym, że wybucha epidemia i następuje lockdown, a rząd zabrania bankom wypłacania klientom większych kwot. Kobieta zostaje przyparta do muru przez okoliczności i musi szukać pieniędzy w innym miejscu.


A takie pieniądze w czasie zamknięcia można zdobyć jedynie od gangsterów.



CO TU SIĘ...?! 


Osobiście zupełnie nie interesowała mnie kwestia tego, czy głównej bohaterce uda się odzyskać córkę. I prolog wprowadzający do tej części fabuły też nie zrobił na mnie wrażenia, bo takich zagrań przeczytałam już zbyt wiele. 


Rysy psychologiczne postaci właściwie tu nie istnieją, ponieważ ich charaktery możemy raczej wyczytać z opisów w narracji, niż wyczuć z ich faktycznego zachowania. Dialogi są oszczędne w treści, choć nie w ilości, a zachowaniom bohaterów brakuje emocji - robią oni jedynie to, do czego zmusił ich autor. Nie mają swojego głosu, są nieco sztywni i... kompletnie niewiarygodni.


Nie należy również zapominać o tytułowym lockdownie, który stanowi kluczowy aspekt świata, w jakim bohaterowie się znajdują. Niestety autor miał tu kilka logicznych potknięć, a zamknięcie i wszystkie towarzyszące mu okoliczności wykorzystywał tylko tam, gdzie było to niezbędne dla podniesienia napięcia, a kiedy mogłoby przeszkadzać bohaterom w ich działaniach… zdawał się zapominać o wykreowanej przez siebie rzeczywistości. 


Fabuła nie jest zatem pozbawiona nieścisłości, a także - na nieszczęście czytelnika - najtańszych zagrywek gatunkowych wziętych prosto z kryminałów i sensacji kategorii B, ale to wszystko blednie przy tempie narzuconym przez Ziębińskiego. Akcja leci tu bowiem na łeb, na szyję i wierzę, że większość czytelników może nie złapać tchu na zastanowienie się nad realizmem pewnych rozwiązań, a przede wszystkim nad logiką niektórych wydarzeń. Autor narobił w Warszawie bałaganu, pozostawił jednak dla swoich bohaterów furtki, a nawet metaforyczne autostrady bez bramek, byle popchnąć sprawy do przodu. I można mu to wybaczyć, bo stworzony przez niego klimat i napięcie, w jakim trzyma czytelnika, sprawiają, że „Lockdown” czyta się najzwyczajniej w świecie na jednym tchu.


Mogłabym wymieniać wadę za wadą, ale prawda jest taka, że ja się przy tej książce najzwyczajniej w świecie dobrze bawiłam. Tak po prostu. Wzięłam ją do ręki i ani się obejrzałam, a byłam w połowie. I na dodatek autentycznie nie poszłam spać, tylko siedziałam i zapamiętale przewracałam kartki. 


Czy może być lepsza rekomendacja thrillera sensacyjnego niż klasyczne: „jeszcze jeden rozdział”, po którym czyta się jeszcze jeden i jeszcze? Nie sądzę. 


Tytuł: Lockdown

Autor: Robert Ziębiński

Wydawnictwo: Kobiece

Data wydania: 2 września 2020


Za egzemplarz do recenzji serdecznie dziękuję Wydawnictwu:




9/01/2020

#129 Paweł Kapusta - Pandemia

#129 Paweł Kapusta - Pandemia

Czasy się zmieniły i nic już nigdy nie będzie takie samo. Poza jednym. Głupota ludzka opiera się wszystkiemu, teraz także koronawirusowi. 

la reine margot


Paweł Kapusta - Pandemia


Paweł Kapusta przedstawia nową rzeczywistość za pomocą rozmów z przedstawicielami różnych zawodów narażonych bezpośrednio na konsekwencje pandemii, ale także specjalistów, a w końcu szczegółowo przedstawiając swoje osobiste doświadczenia z koronawirusem. I jest to lektura bardzo pouczająca. Szczególnie jeśli zestawimy sobie słowa padające z ust byłego już Ministra Zdrowia ze słowami profesora nauk ekonomicznych czy Kierownika Kliniki Chorób Zakaźnych. Jeśli jeszcze weźmiemy pod uwagę fakt, że Kapusta doskonale wie, jakie i jak zadawać pytania, często trafiając zresztą rozmówcę między oczy, to otrzymujemy samo mięso. I taki właśnie powinien być dobry reportaż. 



„Tylko głupi się nie boi”


Paweł Kapusta zebrał w jednej książce wypowiedzi różnych  pracowników ochrony zdrowia, ale nie tylko. Znalazł się tu pracownik handlu, rolnik, pracownik zakładu pogrzebowego, nauczycielka czy listonosz. W szczegóły wchodzić nie będę, bo każdy z punktów widzenia wart jest tego, żeby się z nim zapoznać „z pierwszej ręki”, ale autorowi udało się pokazać, że sytuacja, w której się znajdujemy, dotyczy nas wszystkich. Nie tylko w formie niedogodności związanych z lockdownem czy tego, że dzieci nie chodziły do szkoły. 


Ochrzciliśmy personel medyczny bohaterami, po czym zostali oni obrzuceni nawet nie błotem, a gównem (w ich rękach leży życie Twoje, Twojej rodziny i bliskich). Sprzedawca w sklepie jest śmieciem, bo przecież on „tylko siedzi na kasie albo wykłada towar” (a w jaki inny sposób ten towar miałby się tam znaleźć? Ma się magicznie zmaterializować?). Nauczyciel to człowiek kompletnie nieważny, którym można pomiatać, mimo że jest to osoba odpowiedzialna za wychowanie i edukację naszych dzieci (czyli osób, które w przyszłości mają zarabiać na naszą godną starość). 


Jako społeczeństwo jesteśmy absolutnymi ignorantami, którzy dbają wyłącznie o własny interes. Na dodatek jesteśmy na tyle durni, że jedziemy sobie do Władysławowa, gdzie pchamy się w największe tłumy („nikt mi nie zakaże jechać na wakacje!”), nie nosimy masek („dostanę grzybicy płuc!”), a w sklepach wciąż w kolejkach chuchamy w kark osobie przed nami w imię zasady, że „im bliżej będę stać, tym szybciej kolejka będzie się poruszać”. I robimy to, bo nam wolno, bo demokracja, bo jesteśmy mądrzejsi. I nie dostrzegamy przy tym, że dokładnie tymi działaniami możemy zaszkodzić sami sobie. Że ten „wirus, który sobie ktoś wymyślił, a który tak naprawdę nie istnieje”, przyjdzie z nami do domu i wepchnie nam kogoś bliskiego do grobu. Albo zamknie nas, jedynych żywicieli rodziny, na kwarantannie. Tak dla przykładu... 



Co to będzie?


Bardzo żałuję, że książka pozbawiona jest podsumowania, choć doceniam, że autor pozostawia miejsce do refleksji. I tak, to jest książka dla człowieka myślącego. Nie dla panikarza, który wirusa dostrzega gołym okiem, ale też nie dla tych, którzy twierdzą, że to żadna epidemia, bo „hiszpanka skosiła większe żniwo”. Owszem, stan nie jest tragiczny. Nie, nie padamy jak muchy. Ale pandemia koronawirusa jest faktem, przed którym dziś stoimy - niezależnie od tego, czy ktoś w samego wirusa wierzy czy uważa go za jakiś spisek i zmowę przeciwko „obywatelskim prawom”. Bo niezależnie od tego, co sobie ktoś myśli, pracownicy ochrony zdrowia swoją robotę na nowych zasadach wykonać muszą. Przy obecnym poziomie ignorancji społeczeństwa te siły przerobowe - zarówno placówek, jak i samego personelu, będą spadać. I wtedy zacznie się płacz, że babcia, ciocia, synuś, siostrzyczka nie mogą się dostać do szpitala na leczenie... 


Nie wspominając o kwestii samej kwarantanny, bo jak wszyscy opaleni, objedzeni goframi i rybami urlopowicze wrócą i okaże się, że będą musieli siedzieć na dupach w domach przez nieokreślony czas (znowu: siły przerobowe osób odpowiedzialnych za wymazy, diagnostykę, INFORMACJĘ, są ograniczone!), to, proszę Państwa, kłania się podstawowa ekonomia i wystarczy powiedzieć, że będzie źle. Albo i jeszcze gorzej, biorąc pod uwagę, że przed nami sezon przeziębieniowo-grypowy. 


Więc ja tak sobie na podsumowanie pozwolę zacytować Zygmunta Miłoszewskiego, który podczas odbywania kwarantanny po kontakcie z osobą zakażoną pisał na Facebooku poniższe słowa:


„Noście, kurwa, te maseczki!”.


Sapienti sat. 



Tytuł: Pandemia. Raport z frontu

Autor: Paweł Kapusta

Wydawnictwo: Insignis

Data wydania: 2 września 2020


Za egzemplarz do recenzji serdecznie dziękuję Wydawnictwu:




Copyright © 2016 la reine margot , Blogger