Kiedy spojrzałam na tytuł tej książki, pierwszą moją myślą było: „Oho, no to się zaczęło!”. Nie mam bowiem złudzeń co do tego, że tegoroczna sytuacja, pandemia i lockdown będą tematem, który autorzy będą albo ignorować umieszczając akcję swoich nowych książek przed albo po pandemii, albo będą go eksploatować. Co gorsze? Trudno jednoznacznie określić, ale właśnie dlatego zdecydowałam się na lekturę nowej powieści Roberta Ziębińskiego.
Robert Ziębiński - Lockdown
Córka miliarderki, Olgi, zostaje porwana, a kobieta otrzymuje żądanie okupu: ma zapłacić dziesięć milionów złotych. Nic to dla niej, drobne właściwie, problem jednak polega na tym, że wybucha epidemia i następuje lockdown, a rząd zabrania bankom wypłacania klientom większych kwot. Kobieta zostaje przyparta do muru przez okoliczności i musi szukać pieniędzy w innym miejscu.
A takie pieniądze w czasie zamknięcia można zdobyć jedynie od gangsterów.
CO TU SIĘ...?!
Osobiście zupełnie nie interesowała mnie kwestia tego, czy głównej bohaterce uda się odzyskać córkę. I prolog wprowadzający do tej części fabuły też nie zrobił na mnie wrażenia, bo takich zagrań przeczytałam już zbyt wiele.
Rysy psychologiczne postaci właściwie tu nie istnieją, ponieważ ich charaktery możemy raczej wyczytać z opisów w narracji, niż wyczuć z ich faktycznego zachowania. Dialogi są oszczędne w treści, choć nie w ilości, a zachowaniom bohaterów brakuje emocji - robią oni jedynie to, do czego zmusił ich autor. Nie mają swojego głosu, są nieco sztywni i... kompletnie niewiarygodni.
Nie należy również zapominać o tytułowym lockdownie, który stanowi kluczowy aspekt świata, w jakim bohaterowie się znajdują. Niestety autor miał tu kilka logicznych potknięć, a zamknięcie i wszystkie towarzyszące mu okoliczności wykorzystywał tylko tam, gdzie było to niezbędne dla podniesienia napięcia, a kiedy mogłoby przeszkadzać bohaterom w ich działaniach… zdawał się zapominać o wykreowanej przez siebie rzeczywistości.
Fabuła nie jest zatem pozbawiona nieścisłości, a także - na nieszczęście czytelnika - najtańszych zagrywek gatunkowych wziętych prosto z kryminałów i sensacji kategorii B, ale to wszystko blednie przy tempie narzuconym przez Ziębińskiego. Akcja leci tu bowiem na łeb, na szyję i wierzę, że większość czytelników może nie złapać tchu na zastanowienie się nad realizmem pewnych rozwiązań, a przede wszystkim nad logiką niektórych wydarzeń. Autor narobił w Warszawie bałaganu, pozostawił jednak dla swoich bohaterów furtki, a nawet metaforyczne autostrady bez bramek, byle popchnąć sprawy do przodu. I można mu to wybaczyć, bo stworzony przez niego klimat i napięcie, w jakim trzyma czytelnika, sprawiają, że „Lockdown” czyta się najzwyczajniej w świecie na jednym tchu.
Mogłabym wymieniać wadę za wadą, ale prawda jest taka, że ja się przy tej książce najzwyczajniej w świecie dobrze bawiłam. Tak po prostu. Wzięłam ją do ręki i ani się obejrzałam, a byłam w połowie. I na dodatek autentycznie nie poszłam spać, tylko siedziałam i zapamiętale przewracałam kartki.
Czy może być lepsza rekomendacja thrillera sensacyjnego niż klasyczne: „jeszcze jeden rozdział”, po którym czyta się jeszcze jeden i jeszcze? Nie sądzę.
Tytuł: Lockdown
Autor: Robert Ziębiński
Wydawnictwo: Kobiece
Data wydania: 2 września 2020
Za egzemplarz do recenzji serdecznie dziękuję Wydawnictwu: