Są takie książki, po których oczekujemy fajerwerków. Że po przeczytaniu opisu z okładki czujemy, że ta lektura nas usatysfakcjonuje. Że świerzbią nas palce, byle jak najszybciej książkę obmacać, otworzyć i niecierpliwie przewracać kartki. I niestety czasem zdarza się, że te niecierpliwe ruchy spowalniają, a czytanie każdej kolejnej strony zamiast nas ekscytować, to nas nuży… Miałam co do „Wyznania” ogromne nadzieje.
Jessie Burton - Wyznanie
Rose rozpaczliwie chce poznać prawdę o matce, która opuściła ją, kiedy ta była małym dzieckiem. Ojciec wie niewiele, ale naprowadza ją na trop osoby, która może udzielić Rose więcej informacji. Rose pod fałszywym pretekstem nawiązuje więc kontakt z Constance Holden, pisarką, która wiele lat temu osiągnęła ogromny sukces i… zniknęła z publicznego życia. Rose wierzy, że Connie pomoże jej zrozumieć, co stało się z jej matką, jednak nie ma odwagi zapytać pisarki wprost. Mijają tygodnie, a Rose coraz bardziej przywiązuje się do Connie, nie czyni jednak żadnych postępów w rozwikłaniu sprawy zniknięcia matki. Czy kiedykolwiek uda jej się dowiedzieć, czy jej matka żyje? I dlaczego odeszła?
„Wyznanie” pod kątem fabularnym mogę porównać do „Siedmiu mężów Evelyn Hugo” Taylor Jenkins Raid, odnajduję w nim odrobinę „Powietrza, którym oddychasz” Frances de Pontes Peebles, a momentami podczas lektury przychodziły mi na myśl skojarzenia ze świetnymi „Niksami” Nathana Hilla. Niestety porównania te trafne są wyłącznie pod względem podobieństw fabularnych, ponieważ Burton zabrakło tego „czegoś”, co sprawiłoby, że jej powieść czytałabym z takim samym zainteresowaniem jak wyżej wymienione.
„Wyzwanie” pozbawione jest zarzuconego na czytelnika haczyka, nie ma tu przynęty, dzięki której po prostu chciałoby się tę powieść czytać. Nie mogę powiedzieć, że jest to zła powieść, bo Burton ratuje fakt zręcznego przeplatania wątków współczesnych z retrospekcjami z lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku i fakt, że porusza wiele ważnych społecznie tematów. Nade wszystko jest to jednak opowieść o dojrzewaniu, choć właściwie bardziej trafnym określeniem byłaby tutaj po prostu „niedojrzałość”. Bo to właśnie nią obdarzyła ona swoje dwie główne bohaterki. W moim mniemaniu dając im atrybutów owej niedojrzałości aż nadto…
Chęć rozwiązania tajemnicy zniknięcia matki Rose schodzi zatem na drugi plan, a czytelnik chce wiedzieć, czy którakolwiek z kobiet pójdzie w końcu po rozum do głowy. Osobiście nie uważam tego za wystarczający powód do dobrnięcia do końca tej historii i przyznać muszę, że przez większość stron ta powieść mnie po prostu nudziła.
Szkoda, bo gdyby miała w sobie nieco więcej klimatu, gdyby styl autorki był bardziej angażujący, to mogłaby być powieść roku.
Niestety do tego tytułu jest jej daleko.
Za egzemplarz do recenzji serdecznie dziękuję Wydawnictwu: