Nie miałam wcześniej do czynienia z powieściami Mai Lunde, dlatego do lektury „Ostatniego” podeszłam bez jakichkolwiek oczekiwań. Skusił mnie opis, a szczególnie zdanie z tylnej okładki mówiące o ludzkim dążeniu do samozagłady. Zanim przystąpiłam do lektury, a także w jej trakcie, cały czas się jednak zastanawiałam... co z tym mogą mieć wspólnego dzikie konie?
„Ostatni” podzielony jest na trzy historie osadzone w trzech różnych płaszczyznach czasowych. Cofamy się zatem do lat osiemdziesiątych XIX wieku i wraz z zoologiem Michaiłem wyruszamy w emocjonującą wyprawę z Rosji do Mongolii.
W to samo miejsce wyruszamy z Niemką Karin ponad 100 lat później.
Następnie wybieramy się w przyszłość, do roku 2064 roku, gdzie obserwujemy zmagania właścicielki farmy, która nie chce jej opuścić, mimo że świat jest w ruinie, coraz trudniej o wykarmienie zwierząt, nie wspominając o sobie samej i jej nastoletniej córce.
Wszystkie trzy opowieści łączy motyw koni Przewalskiego, koni dziko żyjących, które zostały złapane i rozwiezione po ogrodach zoologicznych i prywatnych „kolekcjach” bogatych ludzi.
Muszę przyznać, że przeczytałam „Ostatniego” pod koniec ubiegłego roku i do tej pory zastanawiam się, jaki związek mają owe konie z ludzką samozagładą. Bo że Lunde pokazała, że gatunek prawie wyginął, a później został odbudowany z ludzką pomocą, to się zgodzę - i zrobiła to nie skąpiąc czytelnikowi szczegółów dotyczących zachowań tych zwierząt.
Każda jednak z trzech opowiedzianych przez autorkę historii, choć wokół koni krąży, tak naprawdę jest opowieścią o ludzkiej naturze, miłości i przywiązaniu. I choć rok 1882 i 1992 bardzo skupiają się na wątku o koniach, tak historia z przeszłości ledwie temat muska. Tym samym kompletnie też do pozostałych nie pasuje. Dostajemy tu szczegółowy opis życia na farmie po (tego można się jedynie domyślić) katastrofie klimatycznej, ale ciężko się w tę opowieść wczuć. Wyczuwam tu trochę „Drogi” McCarthy’ego - mamy świat PO, tylko brakuje informacji jak i dlaczego...
Mimo tego, że fabularnie podobała mi się jedynie opowieść z 1882 roku, która zahacza o wątek homoseksualny, tak trudny przecież w tamtych czasach, to muszę przyznać, że całość czytało mi się bardzo dobrze. Lunde niewątpliwie ma talent, a ja z przyjemnością sięgnę po pozostałe książki z tetralogii o zmianach klimatycznych.
Żałuję jedynie, że w „Ostatnim” fabularnie jednak czegoś zabrakło. Nie otrzymałam także odpowiedzi na pytanie, które postawiłam w pierwszym akapicie - jaki jest związek między końmi Przewalskiego a ludzką zagładą? Nie mam pojęcia. Albo zwyczajnie tej powieści nie zrozumiałam.
Bywa i tak.
Tytuł: Ostatni
Autor: Maja Lunde
Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie
Data wydania: 13 stycznia 2021
Za egzemplarz do recenzji serdecznie dziękuję Wydawnictwu: