Jeśli nie czytaliście „Czasu zabijania” Johna Grishama, czyli pierwszej powieści autora, w której pojawia się Jake Brigance, to musicie koniecznie zrobić dwie rzeczy. Pierwszą z nich jest natychmiastowe zaprzestanie lektury niniejszej recenzji po pierwszym akapicie. A drugą - sięgnięcie po książkę. Albo nawet lepiej: obejrzenie filmu. To jedna z tych nielicznych sytuacji, w których to film robi lepszą robotę niż literacki pierwowzór. Serio: nie czytajcie tej recenzji dalej, jeśli chodzi Wam po głowie zapoznanie się z „czasowym” cyklem Grishama.
Nie mogę sobie odmówić porównywania tych dwóch powieści. Bo tak - „Czas zabijania” zarówno oglądałam, jak i czytałam. Film zrobił na mnie nieporównywalnie większe wrażenie, dlatego podczas lektury drugiego tomu, którym jest „Czas zapłaty”, Jake Brigance miał dla mnie twarz Matthew McConaughey’a, a i znaczna większość pozostałych bohaterów miała już w mojej głowie odpowiedni wygląd. I właśnie między innymi z tego powodu jestem tą lekturą nieco rozczarowana. Ale do tego jeszcze wrócimy.
Najpierw parę słów o fabule.
Akcja dzieje się w latach 80. ubiegłego wieku w Missisipi. Minęło już kilka lat od głośnego procesu Carla Lee Hailey’a - czarnoskórego mężczyzny, który dokonał samosądu na dwóch białych, którzy zgwałcili, torturowali i próbowali zabić jego dziesięcioletnią córkę. Jake Brigance wygrał tę sprawę, a Hailey został uniewinniony.
Niespodziewanie do jego rąk trafia list człowieka, którego Jake Brigance nigdy nawet nie spotkał, a który w owym liście wyznacza go jako adwokata, który ma zająć się sprawą sądowego zatwierdzenia testamentu dołączonego do listu. List dociera do Brigance’a dzień po tym jak jego autor popełnia samobójstwo.
I choć samobójca zadbał o wszystkie prawne szczegóły, zatwierdzenie testamentu wcale nie będzie takie proste. Chodzi bowiem o olbrzymie pieniądze, które… zostały zapisane czarnoskórej gosposi. A takie rzeczy na Południu są przecież nie do pomyślenia!
Jake staje zatem przed zadaniem udowodnienia przed sądem i ławą przysięgłych, że autor testamentu był w pełni sił umysłowych i doskonale wiedział, co robi. Po drugiej stronie barykady znajdzie się wielu przeciwników. Chętnych do sięgnięcia po fortunę jest bowiem wielu…
W „Czasie zabijania” Grisham postawił przed czytelnikiem nie lada dylemat moralny. Na jednej szali mieliśmy ojca, któremu bestialsko zgwałcono dziecko, a na drugiej morderstwo. I choć każdy empatyczny człowiek będzie stawał po stronie ojca, to jednak będzie miał świadomość tego, że opowiada się za mordercą. Nie „domniemanym mordercą”, a za człowiekiem, o którym się wie, że zabił z zimną krwią. Grisham dodatkowo podsyca ogień dokładając do fabuły bardzo rozbudowaną społeczną otoczkę: głęboko zakorzeniony w Missisipi rasizm, napady, bomby, pobicia, podpalenia i wszystko, czego dopuszczał się KKK. To wszystko zebrane do kupy zbudowało naprawdę świetny thriller.
Tymczasem „Czas zapłaty” jest trochę odcinaniem kuponów od tamtego sukcesu. Nie uświadczymy tu żadnych sensacji, a jedyny sensacyjny wątek jest przewidywalny do bólu. To, co Grisham tu serwuje, zasługuje raczej na miano prawniczej powieści obyczajowej. Dużo jest tu bowiem o ciężkim życiu czarnoskórych na południu Stanów i o tym, z jakimi bolączkami codzienności się zmagają. Mało tu za to emocji. No bo jasne, że czytelnik chce, żeby gosposia dostała pieniądze - w końcu zostały jej świadomie zapisane przez ich właściciela, a dzisiaj większości czytelników jest już zupełnie obojętne, jaki gosposia ma kolor skóry. Zresztą Grisham stosunkowo mały nacisk kładzie na problemy rasizmu. Niby się to pojawia, ale w zupełnie innym wymiarze niż w „Czasie zabijania”.
Być może wynika to z faktu, że „Czas zabijania” Grisham wydał w 1992 roku, tymczasem „Czas zapłaty” pojawił się ponad dwadzieścia lat później, kiedy rasizm w Stanach choć nadal występuje, to jednak przejawia się zupełnie inaczej. Odnoszę wrażenie, że Grisham chciał grać na tych samych skrzypcach, co wcześniej, tylko trochę zapomniał, jak się tego instrumentu używa.
Nie jest to bynajmniej zła książka (gdyby taka była, to bym jej nie skończyła), jednak nie sprostała moim oczekiwaniom. Ani to kryminał, ani to sensacja, ani to thriller. Spodziewałam się po prostu czegoś zupełnie innego. I choć Jake Brigance nadal ma twarz młodego Matthew McConaughey’a, to brakuje mu jego ikry i pasji.
Szkoda, że Grisham tak potraktował swojego młodego, zdolnego prawnika. Mógł on mieć naprawdę świetlaną przyszłość.
Tytuł: Czas zapłaty
Autor: John Grisham
Wydawnictwo: Albatros
Data wydania: 1.04.2014
Książkę w nowej odsłonie graficznej można kupić tutaj.