6/07/2022

#149 Maciej Siembieda - Katharsis

 Od kilku lat na polskim rynku wydawniczym, szczególnie w kategorii książek kryminalnych, sensacyjnych i thrillerów, panuje trend wydawania co najmniej dwóch książek jednego autora rocznie. Prym w tych wyścigach wiodą szczególnie dwa nazwiska, nie o to jednak chodzi, by tu winnych wytykać palcami. Wręcz przeciwnie. Idzie o podkreślenie, że na przekór modzie i dążeniu do zalania rynku bylejakością, „byle dużo”, wciąż mamy pisarzy, którzy nie muszą stawiać na ilość. I na wydawane przez nich książki czeka się dwanaście długich miesięcy. Słowem - kluczem jest tu właśnie owo czekanie. Bo przy serwowanej przez nich jakości faktycznie do tej kolejnej premiery odlicza się dni i wcale te lektury nie giną w zalewie nowości wydawniczych. Bo, cytując klasyka, jakość się zawsze obroni.

Ma to jednak jeden zasadniczy minus: im dłuższe oczekiwanie, tym… wyższe oczekiwania. A skoro tak, to tym łatwiej o rozczarowanie. 


la reine margot


Maciej Siembieda - Katharsis


Kostas, Janis, Zulus, Sacharyna. 

Czterech mężczyzn, których losy splatają się w różnych momentach tej polsko-greckiej sagi, która rozciąga się na przestrzeni ponad sześćdziesięciu lat. 

Jeden z nich pragnie zemsty na hitlerowcach za zamordowanie mu ojca. Wynikiem tych pragnień jest jego aktywność w greckiej partyzantce.

Inny jest królem przemytników. Nie ma drugiego, co ma taki łeb do interesów.

Kolejny marzy o karierze bokserskiej, co finalnie prowadzi go w szeregi milicji.

I jeszcze jeden, który pragnie mieć swój rozdział na kartach historii powojennej Gdyni.


Wszystkich łączy jedna sprawa. 

Kopalnia uranu w sudeckim Kletnie. 


„Katharsis” jest powieścią szkatułkową - złożoną z kilku historii, które z powodzeniem mogłyby stanowić oddzielne opowieści, a które autor zgrabnie spina klamrą w postaci wspomnianej wyżej kopalni uranu. Każda z tych opowieści jest niezwykle wciągająca i choć miejscami można zapomnieć o „wątku głównym”, przez co ma się wrażenie, że czyta się oddzielną książkę, im bliżej finału, tym większe robi się oczy i tym głębsze ukłony składa się w stronę geniuszu Siembiedy i sposobu, w jaki zszywa wszystkie wątki w absolutnie porywającą całość.


Nie można tu nie wspomnieć o fakcie, że u Macieja Siembiedy nigdy nie występują bohaterowie nijacy. U niego każda postać budzi emocje. Niezależnie od tego, czy są to emocje pozytywne czy nie, istotne jest to, że wobec nikogo, nawet bohatera drugoplanowego, nie można być obojętnym. Siembieda ma talent do budowania ludzi z krwi i kości, choć czyni to za pomocą liter, wyrazów i fraz. Te jednak, złożone w całość, w każdym  przypadku dają nam obraz człowieka, który równie dobrze mógłby istnieć naprawdę.


A później wrzuca tego człowieka w fikcyjną historię, która tak zgrabnie przeplata się z prawdziwymi wydarzeniami, że ciężko odróżnić jedno od drugiego. Jest to zresztą kwestia, która dotyczy każdej z książek Siembiedy. W każdej z nich bowiem czuć reporterskie korzenie autora, każda zaskakuje ilością faktów historycznych, z każdej można się dowiedzieć czegoś, czego nie uczą w żadnej szkole. Siembieda z premedytacją wrzuca swoich bohaterów w określone miejsca  w określonym czasie, podkreślając jednocześnie tło historyczne, które za każdym razem jest jakby oddzielnym bohaterem jego powieści. Bo choć są to opowieści o ludziach, tak samo ważne są tu miejsca i tak samo ważny jest moment w historii - zarówno tej fikcyjnej, jak i tej jak najbardziej prawdziwej.


I robi to wszystko w charakterystycznym dla siebie, eleganckim stylu. Wystarczy rzec, że kto raz sięgnie po którąkolwiek z powieści Siembiedy, od razu przepadnie w tej przepięknej, plastycznej, poprawnej polszczyźnie. W tych zdaniach, które z pozoru proste, mają swój rytm i tempo. Odnoszę jednak wrażenie, że z książki na książkę ów styl staje się coraz bardziej dopracowany. W „Katharsis” szczególnie czuć, że autor pozwala sobie na więcej, niż choćby w wydanych rok temu „Kukłach”. Działa to zdecydowanie na korzyść dla „Katharsis”, które porywa czytelnika i wciąga w wykreowany, a jednak tak bardzo prawdziwy świat.


Na zakończenie wróćmy może do rozczarowania, o którym wspominałam we wstępie. Nie mogę bowiem nie wspomnieć o tym, że faktycznie jestem zawiedziona. Niby wszystko tu gra, mamy przecież wciągającą historię, opowiedzianą ze swadą gawędziarza, jakim niewątpliwie jest Maciej Siembieda, mamy świetnie skonstruowanych bohaterów, mamy historyczne smaczki i prolog, który wbija w fotel. Co zatem jest z „Katharsis” nie tak?


Otóż jest ono…


Za krótkie.


Tytuł: Katharsis

Autor: Maciej Siembieda

Wydawnictwo: Agora

Data wydania: 18 maja 2022


Za egzemplarz do recenzji serdecznie dziękuję Autorowi oraz wydawnictwu



Książkę można zamówić tutaj

Link afiliacyjny.





Copyright © 2016 la reine margot , Blogger