„Nie oceniaj książki po okładce”.
Nie zliczę, ile razy w życiu słyszałam to zdanie. Nawet gdybym była dobra z matematyki, a nie jestem, to pewnie i tak nie dałoby się tego zsumować. Uznajmy zatem, że zdanie to obiło się o moje uszy wystarczająco dużo razy, by skutecznie zapaść w pamięć. Do tego stopnia, że powtarzam je sobie za każdym razem, gdy widzę okładkę, która nie wpasowuje się w moje poczucie książkowej estetyki. A tutaj oczekiwania jednak mam wysokie i choć oczywiście dobrą treść cenię znacznie bardziej niż ładną okładkę, to mimo wszystko pierwsze wrażenie ma duży wpływ na to, czy po daną książkę faktycznie sięgnę. A pierwsze wrażenie po ujrzeniu okładki „Drelicha” było, delikatnie mówiąc, negatywne. A kiedy doczytałam podtytuł… Cóż, powiem tylko, że całość odrzuciła mnie na tyle skutecznie, żeby nawet nie czytać opisu tej powieści.
I teraz sama sobie mogę powiedzieć, nie pierwszy, ale i pewnie nie ostatni raz, żeby faktycznie słuchać tej starej, często powtarzanej rady.
Nie oceniaj książki po okładce.
Bo możesz dużo stracić.
Jakub Ćwiek - Drelich. Prosto w splot
Marek Drelich jest zawodowym złodziejem. Skrupulatnym, zdyscyplinowanym, niezwykle punktualnym. Drelich nie robi nic bez uprzedniego ułożenia planu. A później układa co najmniej jeden plan awaryjny. Tak już ma. Jak coś ma pójść nie po jego myśli, to on musi być na to przygotowany.
Całego życia nie da się jednak zaplanować, a nieprzewidziane okoliczności potrafią zaskoczyć nawet kogoś, komu wydaje się, że ma wszystko pod kontrolą. A wtedy wszystko bierze w łeb.
Lubię literaturę sensacyjną. To gatunek, od którego nie wymagam wiele ponad wartką, wciągającą akcję. Nie zadowalam się jednak byle czym. Nie kupuję banalnych intryg, nie znoszę płaskiej kreacji bohaterów, którzy występują w powieści tylko po to, by popychać akcję do przodu. Bardzo cenię sobie choć trochę rozbudowaną warstwę psychologiczną, lubię wiedzieć, jakie są motywacje bohaterów, a także szanuję wstawki obyczajowe, które pokazują życie dookoła bohatera, a nie tylko jego samego.
Jakub Ćwiek w swoim „Drelichu” dał mi to wszystko i jeszcze więcej. Sensacja rządzi się swoimi prawami, a ja jako odbiorca niekoniecznie wymagam stuprocentowej wiarygodności. Oczekuję raczej dobrej rozrywki niż logiki. Oczywiście na absurdy reaguję proporcjonalnie, ale mam dużą tolerancję. I rzadko się zdarza, żebym jakąś historię przyjęła z całym dobrodziejstwem inwentarza, bez kręcenia nosem. Ćwiekowi tymczasem udało się napisać powieść sensacyjną, która nie dość, że jest wiarygodna, to całkowicie logiczna, poukładana i pozbawiona fabularnych nieścisłości.
Na brawa zasługuje tu głównie kreacja samego Drelicha, ale wcale nie mniejsze wrażenie zrobiły na mnie postaci drugoplanowe. Począwszy od wszelkich zbirów, przez osoby z nimi związane, a na rodzinie Drelicha skończywszy. Nikt tu nie jest przypadkowy i nie ma osoby, która występuje wyłącznie po to, żeby główny bohater mógł coś zrobić.
Nie czytałam wcześniej polskiej powieści sensacyjnej, która tak bardzo trzymałaby się kupy, a jednocześnie mieściła w ramach konwencji. Można by rzec, że to oksymoron, bo jednak sensacja to sensacja i umówmy się, że dla większości ludzi przeciętna fabuła gatunku to coś, z czym trudno się identyfikować i raczej kojarzy się z „rozrywkowym mordobiciem” przerywanym od czasu do czasu efektowną strzelaniną niż z historią, która ma logiczne podłoże.
Bawiłam się świetnie, co było głównym planem, a przy okazji dostałam też naprawdę fajnego bohatera w zestawie z całym jego kompletnym światem i historią, którą kupuję.
I cóż mogę powiedzieć… Czekam na więcej.
Tytuł: Drelich. Prosto w splot
Autor: Jakub Ćwiek
Wydawnictwo: Marginesy
Data wydania: 24 marca 2021
Książkę można zamówić tutaj.
Link afiliacyjny.